sobota, 7 kwietnia 2018

Rozdział VII


Peron 9¾ tak, jak to miało miejsce co rok, był do granic możliwości zapełniony uczniami mniej lub bardziej podekscytowanymi powrotem do Hogwartu. Do pierwszej grupy szczególnie zaliczał się Zakon Feniksa, który szczelnie schował się w odosobnionym pomieszczeniu, w celu dopięcia szczegółów przed wyjazdem. Moody twardo kuśtykając wyszedł przed szereg zaczynając krótką przemowę.


- Dobra, skupcie się, gamonie. Potter, Weasley - rzucił w ich stronę zniecierpliwione spojrzenie. - Pilnujecie pierwszoroczniaków, a jak wam sił w tych wątłych rączkach starczy, to rzućcie też okiem na starszy rocznik.

- A nie mieliśmy pilnować siódmorocznych? Chcieliśmy być w pobliżu Malfoya - Ron był widocznie zawiedziony.

- Starsi dadzą sobie świetnie radę sami. Ginny, Longbottom - drugi i trzeci rok - oboje pokiwali porozumiewawczo głową. - Ja, Remus, Tonks i Minerwa będziemy w pociągu, ale nie zatrzymamy się w konkretnym wagonie. Hagrid, Fred i George osłaniają z powietrza. Czy to jest jasne? - nikt ze zgromadzonych nie odezwał się. - To świetnie, jeśli ktoś zawali, to będzie mógł tylko sobie pogratulować.

Moody łypnął jeszcze raz groźnym okiem po zgromadzonych i wyciągnął zza płaszcza butelki z przygotowanym wcześniej eliksirem wielosokowym. Stojąca nieopodal grupa doświadczonych aurorów, na czele z Kingsleyem Shackleboltem, ustawiła się w kolejce i po kolei odbierała od swojego przełożonego po kilka łyków. Członkowie Zakonu z zaciekawieniem przyglądali się, jak rośli mężczyźni zmieniają się w chłopców wiekowo odpowiadającym czwartoklasistom. Wygląd został zapożyczony od losowo wybranych mugoli z pobliskich wiosek. Warunkiem było, aby wybrane postacie zbytnio nie rzucały się w oczy tak, żeby koledzy z roku przypadkiem nie wpadli na pomysł i podejścia i zadania kulturalnego pytania "Hej, kim ty właściwie jesteś?". I tak stanęli przed nimi wątli w budowie uczniowie, posiadacze w większości brązowych włosów i łagodnych rysów twarzy. Z racji priorytetu, który - jak podejrzewali - śmierciożercy obiorą, aurorzy zostali wciśnięci w mundurki Gryffindoru, jedynie dwóch z nich przybrało barwy Rawenclawu i Hufflepuffu. Szalonooki uderzył znacząco laską w podłogę ponaglając zgromadzonych. Aurorzy pod wpływem wielosokowego szybkim krokiem, z transmutowanymi bagażami, skierowali się do pociągu, a za nimi nieznacznie oddaleni członkowie Zakonu.

*

Severus aportował się niedaleko Malfoy`s Manor. To miejsce wzbudzało w nim swego rodzaju obrzydzenie kierowane nie tylko do samej budowli, wykorzystywanej jako główna siedziba śmierciożerców, ale też do samych uczęszczających na spotkania. Wspominał, jak znajdował się tu pierwszy raz kilkanaście lat temu. Gdyby ktoś mu wtedy powiedział, że będzie czuł to, co teraz, to niechybnie by go wyśmiał. Odnosił wrażenie, że jest potężny pracując u boku najlepszego czarnoksiężnika, czuł na sobie spojrzenia pełne grozy i przerażenia przechadzając się po mieście, ale w jego odczuciu najbardziej potrzebował poczucia tego, że jest komuś potrzebny, że ktoś znacząco odczułby jego stratę. Teraz, będąc starszym i o wiele dojrzalszym człowiekiem pojął, że w rękach Czarnego Pana i Dumbledore`a jest tylko marionetką, którą można by zastąpić inną, jeśli byłaby taka konieczność. Pewnym pchnięciem otworzył główną bramę zbliżając się do wejścia. Zanim zdążył złapać za klamkę potężnych dębowych drzwi, został uprzedzony przez Narcyzę Malfoy spoglądającą na niego nieufnie.

- Witaj, Severusie. Pospiesz się proszę, nie daj mu czekać - głos kobiety załamywał się jak za każdym razem, kiedy zmuszona była gościć czarnoksiężnika.

Mistrz Eliksirów skinął głową w geście powitania i szybkim krokiem skierował się ozdobionymi schodami na górę, gdzie w bogato urządzonym salonie, przy stole czekali na niego zebrani śmierciożercy wraz z Voldemortem.

- Severusie, jesteś wreszcie. Usiądź, czekaliśmy na ciebie - Riddle gestem dłoni wskazał mu miejsce po swojej lewej stronie. - Na pewno ciekawi was powód, dla którego zostaliście dziś wezwani - przeciągał każde słowo wyjątkowo wolno przyglądając się każdej twarzy z osobna, tym samym wywołując jeszcze większe przerażenie wśród zgromadzonych. - Otóż, widzicie, dotarły do mnie informacje, jakoby kilku szmalcowników próbowało na własną rękę złapać szlamę Pottera - salon wypełnił gwar szeptów. - Severusie?

- Tak, mój panie. Próbowali ją złapać w jednym z pubów - twarz czarnowłosego mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji.

- A ty co tam robiłeś?

- Mój panie, starałem się wtedy dowiedzieć jakichkolwiek przydatnych informacji od Minerwy McGonagall, kiedy szmalcownicy zaczęli atakować. Nie pomogłem im, w przeciwnym wypadku Dumbledore uznałby mnie za zdrajcę i nie byłbym w stanie dłużej otrzymywać od niego poufnych informacji. Sądzę, mój panie, że szlama Pottera nie jest tego warta.

- W istocie, Severusie. Zawsze uważałem cię za mądrego człowieka i tak też postępujesz. Szlamą zajmiemy się kiedy indziej, może okazać się przydatna. Wezwałem was w o wiele ważniejszym celu, niektórzy z was będą mieli dziś zaszczyt się wykazać - jebnięta do szpiku kości Bellatrix podskakiwała na krześle jak małe dziecko. - Właśnie wystartował pociąg zmierzający do Hogwartu - niektórzy śmierciożercy zacisnęli rękę na różdżce, a na ich twarze wpełzł uśmiech. - Waszym zadaniem będzie pokazanie tym śmiesznym czarodziejom i zdrajcom krwi, że ich życie zależy tylko i wyłącznie od mojej woli. Na co czekacie? Do roboty! - krzyknął tak głośno, że Mistrz Eliksirów poczuł trzęsący się grunt pod nogami.

Kilkunastu śmierciożerców wybiegło w szale przed budynek, aby aportować się. Severus wolnym krokiem podążył za nimi.

**

Prawie kompletne Golden Trio skierowało się w stronę przedziału przeznaczonego dla najmłodszych uczniów Hogwartu. Z pomocą wyraźnych chrząknięć starali się przepchać wśród grona niezorganizowanych uczniów pędzących w stronę swoich znajomych z roku. W pociągu roiło się od puszczonych wolno (lub zbiegłych) pupilów. Harry raz nawet oberwał z sowiego pazura w czoło, co spotkało się z przytykiem Rona na temat drugiej blizny. Po zaciętych bojach i dłużącej się podróży w spokoju zasiedli w zaciemnionym rogu tak, żeby nie wzbudzać zbytnich podejrzeń wśród pierwszorocznych. Pociąg delikatnie ruszył wydając głośny syk pary.

- Harry, ja się chyba jednak trochę cykam - westchnął Ron.

- Ja też. Nie przeżyję, jeśli komuś znowu coś się stanie - ściągnął okulary i ukrył twarz w dłoniach.

- Przecież wiesz, że to nie twoja wina. Sam-Wiesz-Kto chce cię dorwać za wszelką cenę, ale i bez tego jest chory na punkcie czarodziejów z mugolskich rodzin.

- Czasem tak sobie myślę, że może gdyby mnie nie było, to ci ludzie nie musieliby teraz umierać.

- Nie możesz się obwiniać! Tacy ludzie jak on zawsze znajdą sobie jakieś poronione hobby.

Potter westchnął przeciągle, powolnie wypuszczając powietrze z nozdrzy. Przemyślenia nie dawały mu spokoju, nawiedzały go gdy spał, od razu po przebudzeniu i w każdej chwili, kiedy jego umysł nie był zajęty czymś innym. Odnosił wrażenie, jakoby byłoby to celowe zagranie Voldemorta, żeby go osłabić, ale ten argument przemawiał do niego najsłabiej, nie mogąc przysłonić poczucia winy.

Express Hogwart sunął po szynach od dłuższego czasu, ukazując pasażerom uprzyjemniające podróż widoki. Kiedy minęli most, który otoczony był mieniącymi się zielenią polami i spokojnie płynącą rzeką wjechali wprost do tunelu, którzy starsi uczniowie dobrze już znali z poprzednich lat. Chwilowe zasłonięcie krajobrazów miało się odpłacić przejazdem przez słoneczny wiadukt Glenfinnan, który w tym roku wyjątkowo zajął się burzą i ciemnymi chmurami, mimo że chwilę wcześniej dobitnie raziło ich słońce. Uczniowie dłuższego stażu niespokojnie odwracali się tkwiąc w siedzeniach i nerwowo spoglądali przez okno. Ich zachowanie można było prosto wytłumaczyć podnieconymi okrzykami pierwszorocznych na widok ciemnych postaci sunących przez niebo. Biedni, nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, które nieubłaganie się zbliżało. Obecna na miejscu część Golden Trio zerwała się z miejsca, żeby wymienić porozumiewawcze spojrzenia z resztą Zakonu przez brudną od eksploatacji szybkę znajdującą się w drzwiach łączących przedziały.
Dwie zakapturzone postacie zdołały przedostać się przez okno do wagonu przeznaczonego dla przyszłych uczniów Hogwartu. Harry korzystając z chwili, której potrzebowali na zmaterializowanie się, rzucił tarczę ochronną na pasażerów tak, aby nie ucierpieli w walce. Dołohow znany z przerażających przemówień poprzedzających atak, zamarł z na wpół otworzonymi ustami, obrywając drętwotą od Moody`ego, który nie wiadomo kiedy wpadł z chęcią pomocy.

- Zaryglowaliśmy wagon zaklęciami, tu się nie dostaną. Potrzebujemy pomocy, ruszcie się - pospieszał gryfonów, kiedy drugi z mężczyzn wycelował w niego różdżkę. - Avada Kedavra - auror rzucił zaklęcie w jego stronę. - Nie ta liga, chłopcze. Słodkich snów.  NO RUSZCIE SIĘ! - ponaglił.

- Właśnie pan zabił człowieka na oczach dzieci! - wykrzyczeli niemal w tym samym momencie.

- To nie człowiek, tylko śmierciożerca. A uczniom pobaraszkujemy potem w pamięci - na jego twarz wpełzł uśmiech. - Mam nieodparte wrażenie, że ja o lasce jestem szybszy niż wy - prychnął.

Potter wraz z młodym Weasleyem podążyli za Moody`m wprost do przedziału siódmoklasistów. Nie wyglądał ani trochę podobnie do tego, który zapamiętali przechodząc godzinę wcześniej. Siedzenia były rozdarte i wyrwane z podłogi, okna wybite, których szkło niebezpiecznie mieniło się na ziemi, a ściany zostały ubrudzone szkarłatem. Harry zauważył pojedynkujących się w środku McGonagall z rodzeństwem Carrow, którzy - o ironio - sekundę później wylądowali nieprzytomni w kącie po oberwaniu zaklęciem rzuconym przez czarownicę. Kątem oka byli w stanie dostrzec także Yaxley`a i Traversa oślepiających morderczymi zaklęciami. W oddalonym o kilka kroków łączeniu wagonów stał uśmiechający się od ucha do ucha Draco Malfoy. Jego wyraz twarzy wręcz zapraszał do pojedynku.

- Ron, szybko, to Malfoy! - krzyknął w stronę swojego przyjaciela.

- Walić go, Harry, musimy tutaj pomóc! - rudowłosy odpychał zaklęcia rzucane w jego stronę.

Wydawał się być głuchy na jego racjonalne stwierdzenie. Nie zwracając uwagi na rozgrywającą się wokół niego bitwę, wybiegł za Malfoyem. Stojąc niepewnie na łączeniu, złapał za drabinę prowadzącą na dach wagonu, aby się po nim wspiąć. Silny wiatr i burza odbierały mu możliwość wyraźnego widzenia, a barierki zostały potraktowane klątwą, przez co parzyły, gdy ktoś zdecydował się ich dotknąć. Z krzykiem na ustach, tak zwinnie jak tylko mógł, przedarł się na górę, gdzie spostrzegł lekko zamazaną blond czuprynę ostro zwiewaną przez pogodę, w towarzystwie dwóch postaci usuniętych w cień.

- Znowu zgrywasz bohatera, Potter? - zakpił, ale nie doczekał się odpowiedzi. - No dalej, wstań i walcz.

Usłyszał przed sobą przeraźliwy śmiech, który mógł być kojarzony tylko z jedną osobą - Bellatrix Lestrange. Stała niedaleko, opierając się ręką o Greybacka wyraźnie ucieszona z całej sytuacji.

- Gdzie masz tą swoją szlamę, co? - zaśmiała się jeszcze głośniej.

W przypływie wściekłości Harry rzucił Rictusemprę, ale na niewiele się to zdało przy trzech przeciwnikach.

- Petrificus Totalus! - zaklęcie rzucone zza pleców Chłopca-Który-Przeżył odbiło się, dzięki szybkiej interwencji Greybacka.

Silna dłoń złapała okularnika mocno za ramię i przyciągnęła do siebie w geście obrony. Remus Lupin ciężko dyszał nad nim z wciąż dymiącymi się dłoniami.

- Twój piesek przybiegł ci pomóc? Jakie to urocze, Wybraniec Harry Potter kolejny raz nie potrafi sobie poradzić i wszyscy muszą go ratować - Malfoy zakpił ponownie. - Jak to jest, Potter, być tak beznadziejnym, że ani razu nie potrafiłeś obronić się sam? - jego brew powędrowała do góry w geście wyższości.

- Zamknij się już, Draco! - przerwała mu Bellatrix. - Czarny Pan na nas liczy - Avada Kedavra - jasnozielone zaklęcie z niebywałą mocą powędrowało w stronę byłego profesora i jego ucznia.

Wybuch, który został spowodowany zetknięciem się zaklęcia z barierą ochroną odrzucił śmierciożerców w tył tak, że wylądowali z dala od pociągu. Skąd ona się wzięła? - to pytanie przemknęło przez głowę Harry`ego. Nie miał jednak czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo został szybko otrzeźwiony przez wilkołaka szarpiącego go za ramię.

- Harry! Słyszysz mnie? Harry! - wykrzykiwał z wyraźnym przerażeniem w oczach.

- Tak, tak, nic mi nie jest, co się stało? - poprawił okulary i spróbował wstać.

- Nie wiem, ktoś musiał rzucić Protego Totalum wzmocnione o coś jeszcze. To teraz nieważne, musimy wrócić do naszych.

Pobudzeni adrenaliną zeskoczyli z wagonu z powrotem na łączenie i z przygotowanymi różdżkami stanęli w pogotowiu. Po solidnym kopnięciu drzwi zastali jedynie członków Zakonu, który leczyli swoich przyjaciół i starali się zawładnąć nad ogólnie panującym chaosem. Z tłumu wybiegła do nich wystraszona Minerwa McGonagall, łapiąc Pottera za przód szaty i ściskając mocno.

- Na Merlina, gdzie wyście byli?! Nic wam nie jest? - w jej głosie dało się wyczuć złość.

- Wszystko w porządku - wyjaśnił uspokajająco. - Gdzie są śmierciożercy?

- No cóż, zobaczyli pędzącą w dół Bellatrix, to się przestraszyli - rzucił z tłumu Fred. - A potem zabrali się i uciekli - dokończył George.

Potter wziął głęboki wdech i mimowolnie się uśmiechnął. Udało im się, nikt nie stracił życia, jedynie kilka osób było poturbowanych, co dało się załatwić prostym zaklęciem leczniczym. Większość zgromadzonych wzięła się za przywracanie pociągu do stanu używalności. Dający o sobie znać przeciąg stopniowo zmniejszał się przez naprawę szyb, strzępki materiału z powrotem wracały do pierwotnych postaci siedzeń, no i pozostała jeszcze kwestia wyłapania zbiegłych zwierząt, ale na to nikt nie miał już siły.

- Alastorze, zajmij się pierwszorocznymi, lepiej będzie, jeśli nie zachowają pierwszego wspomnienia o nowej szkole - rzucił Kingsley uśmiechając się słabo.

Szalonooki kiwnął głową ze zrozumieniem i skierował się do przedziału, z którego zgarnął Harrego i Rona.

- To był Snape - bezpardonowo rzucił rudowłosy w stronę przyjaciela.

- Co? - Harry wydawał się być zdezorientowany.

- To Snape rzucił na was barierę. Widziałem kątem oka przez szybę, kiedy w końcu Nott się ode mnie odczepił.

- Wydaje mi się, że będziesz zmuszony podziękować profesorowi Snape`owi, Potter - uprzedziła go McGonagall.

- Oczywiście, pani profesor. Ale czemu on to zrobił? - opiekunka jego domu spojrzała na niego jak na rasowego idiotę.

- Z tego, co pamiętam, profesor Dumbledore niejednokrotnie wspominał, że profesor Snape działa po stronie Zakonu - zakończyła dyskuję i odeszła w stronę aurorów.

Golden Duo spojrzeli po sobie tym samym skwaszonym wzrokiem, kiedy McGonagall zwracała im uwagę za przewinienia, gdy byli młodsi.

***

Pociąg zaczął stosownie zwalniać, by ostatecznie zatrzymać się w docelowym miejscu podróży. Gdzieś w głębi dało się usłyszeć mocne wołania Hagrida "Pirszoroczni do mnie!", na które wspomniani uczniowie w szale łapali za podręczne rzeczy i wybiegali, żeby nie dostać ochrzanu w pierwszy dzień szkoły. Humor Chłopca-Który-Przeżył i młodego Weasleya znacznie się poprawił, gdy w okolicy bramy Hogwartu zauważyli czekającą na nich uradowaną Hermionę, która od razu rzuciła im się na szyję.

- Jezu, Miona, jak się cieszę. Nic ci nie jest? - rudzielec ścisnął ją mocniej.

- Nie, wszystko u mnie w porządku, a u was?

- Pozbyliśmy się śmierciożerców. Właściwie nikomu nic się nie stało - uśmiechnął się do niej. - Ale opowiadaj, gdzie byłaś i jak się tu, na Merlina, dostałaś?

- Wiecie, że nie mogę wam powiedzieć, gdzie byłam. Gdyby Sam-Wiesz-Kto to zobaczył, to mogłoby być nieciekawie. Wyobraźcie sobie, że dotarłam tu na miotle - stanęła w pozie "patrzcie i podziwiajcie".

- Tak, jasne. Hermiona Granger na miotle - męska część grupy zaniosła się gardłowym śmiechem.

- Bardzo śmieszne, Ronald - uderzyła go w tył głowy. - Pomogła mi jakaś kobieta, którą wysłał Dumbledore, jest całkiem miła, ale kogoś mi przypomina.

- Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali - skwitował Harry.

- Zawsze wychodzimy ze wszystkiego cało. Ale lepiej się pospieszcie, za chwilę mamy być w Wielkiej Sali.

Zachęceni przez Hermionę, skierowali się do zamku. W drodze zdążyli wymienić się opowieściami z wakacji, Ron przedstawił kilka nauczonych go przez Freda i Georga sztuczek, a Harry tylko czasem wtrącał pytania o ewentualne plany Voldemorta, co kończyło się groźnym spojrzeniem Granger. Chcieli nade wszystko nacieszyć się znów swoim towarzystwem, dlatego rozdzielili się tylko po to, żeby zmienić szaty na standardowy mundurek Gryffindoru z herbem domu usadowionym na piersi i chwilę potem zajmowali już swoje miejsca w Wielkiej Sali.

Ich wzrok powędrował wzdłuż stołu nauczycielskiego, gdzie wśród uśmiechów rzucanych przez dyrektora, dumnego spojrzenia McGonagall i tego oryginalnego - avadowego należącego do Snape`a, Hermiona spotkała się też z uniesionym kącikiem ust Beth, która chwilę wcześniej pognała na łeb, na szyję, w głąb zamku, kiedy tylko upewniła się, że odstawiła ją bezpiecznie. Zastanawiała się, dlaczego postanowiła wykorzystać swój roczny urlop pracując, a jakby było tego mało, spędzając pierwszy hogwardzki obiad siedząc obok Mistrza Eliksirów i zawzięcie z nim o czymś rozmawiając. Nie zdawała sobie sprawy, że jej profesor potrafi wypowiedzieć więcej niż 10 słów na 5 minut i nie jest to krzyk. Kiedy była młodsza, myślała, że to może efekt jakiejś klątwy, która nie pozwala mu zbyt dużo mówić.

- Halo, ziemia do Hermiony - rudzielec pomachał jej ręką przed twarzą.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Coś mówiłeś? - zapytała pospiesznie.

- Właśnie próbuję wam pokazać jedną z tych sztuczek, o których mówiłem. No, skupcie się teraz! - po tych słowach wycelował różdżką w wolno sunącego się po sali Goyle`a i za moment cała sala mogła usłyszeć jego krzyk, kiedy zorientował się, że wyrósł mu świński ogonek i co drugie słowo przeciągle chrumka.

Większość towarzystwa, prócz domu węża ryknęła głośnym śmiechem, ale zabawa została szybko skończona, kiedy na podest wszedł Albus Dumbledore i ruchem różdżki pozbawił ślizgona dodatku.

- Proszę o uwagę! - wykrzyknął. - Chciałbym wszystkich serdecznie powitać w murach Hogwartu. Jak co roku, mam wam kilka wiadomości do przekazania, proszę mnie uważnie słuchać - zrobił krótką przerwę na oddech. - Po pierwsze - wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie niezdozwolony, chcę o tym przypomnieć starszym uczniom i poinformować nowych. W tym roku mamy małą zmianę w kadrze nauczycielskiej, jak już pewnie wasze sokole oczy zdążyły zauważyć. Pragnę wam przedstawić profesor Elizabeth, która w tym roku obejmie stanowisko nauczyciela eliksirów - srebrnowłosa ukłoniła się w stronę uczniów. - Profesor Snape natomiast, zajmie się wami na zajęciach Obrony Przed Czarną Magią.

Po sali przeszedł chór niezadowolonych komentarzy, ze stołu gryfonów udało się nawet usłyszeć błagające "Chcę umrzeć!".

- Uhm, tak, panie Weasley, proszę uspokoić pana Finnigana - wtrącił dyrektor.

- Słyszałeś? Morda, panie Finnigan - rudzielec sprzedał mu kuksańca w żebro, na co reszta gryfonów zaczęła rechotać.

- Kretyni... - wyrwało się Hermionie.

Dyrektor odczekał jeszcze sekundę aż wzrok całości sali przeniesie się na niego i starał się kontynuować.

- Chciałbym również ogłosić, że w porozumieniu z Ministerstwem Magii zdecydowaliśmy się powtórzyć Turniej Trójmagiczny - sala zewrzała od ucieszonych okrzyków mężczyzn. Tak, jak ostatnim razem, będziemy mieli zaszczyt gościć uczniów Durmstrangu i Beauxbatons. Przypominam, że udział w turnieju mogą wziąć osoby, które ukończyły 17 lat i są w pełni świadome swojej decyzji, bowiem od niej nie ma odwrotu! Od dnia jutrzejszego w miejscu, w którym stoję będzie się znajdować znajoma wam Czara Ognia. Czas na kandydowanie wyznaczam do końca września. No, na tym koniec ogłoszeń parafialnych - zaznajomiona z mugolskimi zwyczajami część uczniów cicho się zaśmiała. - Smaczego!

Na stołach zajmujących większą część pomieszczenia zaczęły się pojawiać zachęcająco pachnące dania, przygotowane dla zgłodniałych po podróży uczniów. Dyrektor ostatni raz posłał w ich stronę serdeczny uśmiech i wolnym krokiem wrócił do swojego miejsca przy stole nauczycielskim.

czwartek, 29 marca 2018

Rozdział VI

Hermiona skierowała się prosto do pracowni swojego profesora, aby zgodnie z zaleceniem dyrektora dokończyć produkcję eliksirów. Wolała nie myśleć o nadchodzącym wybuchu wulkanu, kiedy Snape się zbudzi, ale mimo wszystko przemawiała przez nią większa idea. Po drodze złapała za jedną z wielu ksiąg dotyczących sposobu warzenia zaawansowanych mikstur, z którą mogłaby się zapoznać w wolnej chwili. Co ciekawe - księga ta w centralnej części okładki posiadała oko, które w połączeniu z wyprofilowaną brwią i czarnymi tęczówkami groźnie spoglądało w stronę przyszłego czytelnika, jakby chciało go od tego zamiaru odwlec. Doszła do wniosku, że autor miał bardzo oryginalny pomysł na przykucie uwagi do jego dzieła, albo to jedno z lżejszych zabezpieczeń Mistrza Eliksirów. Odłożyła ją obok kociołka położonego w najbardziej skrajnej części pomieszczenia, po czym sprawdziła stan częściowo przygotowanych substancji. Tak, jak mogła się domyślić - pierwsza część warzenia została zakończona ze szczególną precyzją. W końcu nie współpracowała z amatorem, chociaż o współpracy samej w sobie trudno tutaj mówić. Nie chcąc przypadkowo spartaczyć całej pracy jej profesora, przywołała dokładną instrukcję warzenia eliksiru wielosokowego dla pewności. Z salonu w trybie natychmiastowym przyfrunęła do niej kolejna księga, która jak na zawołanie otworzyła się na żądanej stronie, ukazując przepis.

    Drogi czarodzieju, w drugiej części warzenia tej mikstury przygotuj:

1. Sproszkowany róg dwurożca
2. Muchy siatkoskrzydłe
3. Skórkę boomslanga
4. Odrobinę tego, w kogo chcesz się zamienić

 Hermiona po dokładnym zapoznaniu się od razu przystąpiła do pracy. Starała się z precyzją przynajmniej w części dorównywającą Snape`owi odmierzać ingrediencje i dodawać je do kociołków. W czasie pracy nuciła pod nosem kilka bardziej znanych mugolskich piosenek na tyle cicho, żeby przypadkiem nie zbudzić niedźwiedzia śpiącego pokój obok. Machnięciem różdżki ustawiła płomienie i zasiadła, aby zaczytać się w książce zwędzonej z salonu Severusa. Tak jak mogła się spodziewać - podręcznik zawierał sporo przydatnych informacji, które miała w zamiarze wykorzystać w nadchodzącym roku szkolnym. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją szelest, który dobiegał z innego pomieszczenia. Serce podeszło jej do gardła, nie była przygotowana psychicznie na wybuch, który miał nastąpić. Ale czy na coś takiego w ogóle człowiek jest w stanie się przygotować? Nie było jej dane udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie - klamka od pracowni została gwałtownie szarpnięta i drzwi otworzyły się na oścież z impetem. Severus Snape przystanął oparty o framugę, a swoje spojrzenie skierował na rząd bulgoczących kociołków, żeby potem wbić je prosto w przerażoną twarz panny Granger. Wziął kilka głębszych oddechów zanim zdecydował się odezwać.

- Granger, wytłumacz mi z łaski swojej, co ty tu do cholery jasnej robisz - całe zdanie wycedził przez zęby.

- Postanowiłam dokończyć eliksiry, profesorze. Profesor Dumbledore wspomniał, że mamy na to mało czasu - starała się dobierać słowa jak najdelikatniej. - Kiedy znalazłam tu pana śpiącego, postanowiłam pana nie budzić.

- To powinna być pierwsza rzecz, którą miałaś zrobić. Pieprzeni gryfoni zawsze muszą pokazywać się z tej bohaterskiej strony! Czy tobie w ogóle udało się kiedykolwiek uwarzyć poprawnie eliksir wielosokowy?! - na jego jak dotąd spokojnej twarzy pojawił się grymas wściekłości.

- Tak, raz. W drugiej klasie, kiedy... - urwała w połowie zdania. Właśnie zanurzyła się po szyję w bagnie, w które wpadła decydując się na dokończenie zamówienia.

- W drugiej klasie powiadasz? - uniósł brew w zdziwieniu. - No cóż, przynajmniej w końcu mamy winowajcę mojego uszczuplonego magazynu. Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru, panno Granger.

- Ale profesorze! Nie zaczął się przecież jeszcze rok szkolny, no i to było dawno!

- Dla mnie bez różnicy. Mogłaś opierdolić mi magazyn, kiedy czekałaś na swoją kolej do Tiary Przydziału i mógłbym się o tym dowiedzieć nawet przed samymi owutemami. Gwarantuję, że nie byłabyś do nich dopuszczona. A punkty odejmę w pierwszej minucie waszego pobytu w Hogwarcie - wydawał się być usatysfakcjonowany swoją krótką przemową.

Hermiona poderwała się z krzesła oburzona i chciała skierować się w stronę wyjścia z pracowni, ale napotkała przeszkodę w postaci swojego profesora zastawiającego jej drogę.

- No gdzie leziesz, jak już tu jesteś, to ci coś pokażę - pospieszającym gestem ręki zachęcił ją do zajęcia miejsca obok stołu. - Jak twoim zdaniem te eliksiry mają być gotowe na już, skoro wielosokowy warzy się miesiąc?

- Faktycznie, nie pomyślałam o tym - panna Jednak-Nie-Wiem-Wszystkiego-Granger wbiła wzrok w buty klnąc na siebie pod nosem, że zapomniała o tak podstawowej informacji.

- Widzisz, Granger, bo ty z reguły nie myślisz - spojrzał na nią z wyższością i wyciągnął z szafki jedną gryzącą cebulę. - Do czego to stosujemy?

- Gryząca cebula jest składnikiem eliksiru leczącego czyraki - wyrecytowała.

- Posiekana owszem, ale świeżo wyciśnięty sok dodany do warzącego się wielosokowego powoduje skrócenie jego produkcji do jednej godziny, zamiast miesiąca - oczy Hermiony zdradzały jej wysokie zainteresowanie tą ciekawostką. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Snape traci swój jakże cenny czas na przyuczanie jej czegokolwiek poza Hogwartem, ale była mu za to wdzięczna.

Severus podążył w praktyce za przekazaną gryfonce ciekawostką, po czym ustawił kociołki na godzinę i wyszedł, zostawiając ją samą w pracowni. Będąc osobą ciągle łaknącą wiedzy chciała kontynuować zaczętą unikalną księgę, kiedy z salonu usłyszała głośne syknięcie. Wychyliła głowę zza drzwi sprawdzając źródło dźwięku - Snape trzymał się kurczowo za przedramię wykrzywiając twarz w spazmie bólu.

- Na co czekasz?! Zawiadom Dumbledore`a! - krzyknął i przywołał różdżką szaty śmierciożercy oraz maskę. W równie szybkim tempie nałożył odzienie i deportował się.

Można by rzec, że atak paniki panny Granger dostał właśnie własnego ataku paniki. Gryfonka przysiadła na fotelu, wzięła kilka otrzeźwiających oddechów dla uspokojenia i wyczarowała patronusa. Wesoło podskakująca wydra pognała do dyrektora z informacją.
Podniosła się i bez użycia magii zaczęła segregować książki, które Mistrz Eliksirów musiał nieumyślnie strącić, kiedy zapiekło go przedramię. Na ten moment nie widziała innego sposobu na ulżenie przerażeniu. Była pewna, że bała się za wszystkich razem wziętych. Harry i Ron najpewniej byli teraz skupieni, zwarci i gotowi na odparcie ataku. Przywołała pióro i pergamin, który prostą linią przedzieliła na pół, po czym zaczęła wypisywać plusy śmierciożerców i Zakonu w ataku. Po chwili z ulgą zauważyła, że zdecydowanie więcej plusów potrafiła wypisać po stronie swoich. W prawdzie jedyną mocną bronią popleczników Voldemorta była jebnięta do szpiku kości Bellatrix - ciskająca avadami na prawo i lewo.

Kominek stojący obok buchnął zielonym płomieniem, z którego kolejno wyszedł Albus Dumbledore w towarzystwie kobiety przewyższającej gryfonkę o kilka centymetrów wzrostem. Nieznajoma wyróżniała się pewną siebie postawą - na ogół była szczupła, lecz widoczne były mocno zaakcentowane napięciami na szwach ubrań ramiona i nogi. Hermiona w pierwszym kontakcie wzrokowym wywnioskowała, że albo właśnie dyrektor ściągnął ją z trwającego ponad tydzień meczu Quidditcha w roli pałkarza, albo ów tajemnicza nieznajoma lubowała się w mugolskich wyciskaczach potu. Ubrana była w dopasowaną białą koszulę z dodatkiem damskiego krawatu, czarne spodnie oraz marynarkę. Dawno nie widziała kobiety, oczywiście z wyjątkiem profesor Hooch, która była ścięta krótko, lecz bardzo kobieco i przefarbowana na jasny siwy. Całości dopełniały wyraziste rysy twarzy w połączeniu z głębokim błękitem oczu.

- Witam panno Granger, otrzymałem wiadomość - dyrektor uśmiechnął się spod swoich okularów-połówek. - Proszę się nie martwić, stało się dokładnie tak, jak przypuszczaliśmy, jesteśmy na to przygotowani, czy eliksiry są już gotowe?

- Tak, dyrektorze. Są w pracowni - gestem ręki pokazała drzwi do pomieszczenia.

- Świetnie, w takim razie pozwolisz, że je ze sobą wezmę, zostawiam cię w dobrych rękach - to mówiąc oddelegował się z uśmiechem na ustach w stronę pracowni, aby za sekundę wyjść z niej z koszyczkiem pełnym butelek. - No, to papatki - wszedł do kominka zostawiając obie kobiety w swoim towarzystwie.

- Mam na imię Elizabeth, ale mów mi Beth, zdecydowanie wolę tę formę - nieznajoma posłała jej uśmiech odsłaniający śnieżnobiałe zęby i wyciągnęła rękę w stronę Hermiony. Nie potrafiła jasno określić, skąd w jej oczach znalazła się znajoma z widzenia chęć mordu na połowie populacji.

- Hermiona, miło mi poznać - gryfonka ścisnęła jej dłoń w serdecznym uścisku.

- Widzisz, z racji tego, że plany się pokomplikowały, to ja jestem odpowiedzialna za bezpieczne przetransportowanie cię do Hogwartu - machnęła różdżką i przed nimi pojawiły się dwie parujące herbaty oraz dodatkowe krzesło. - Niemniej jednak, mamy jeszcze chwilę zanim wyruszymy.

- W takim razie może powiesz mi coś o sobie? Nigdy wcześniej cię nie widziałam, nawet pobieżnie, jesteś dosyć charakterystyczna. Ach, skoro teraz lecę z tobą powiedz mi - musimy użyć do tego miotły?

- Nie lubię o sobie opowiadać ciągiem jak na przesłuchaniu. Zapytaj o coś konkretnego, to usłyszysz odpowiedź - posłała jej lekki uśmiech znad kubka z herbatą. - Odnośnie miotły - tak, musimy. Takie dostałam polecenie, więc nie chcę kombinować.

- Skończyłaś Hogwart?

- Tak, byłam w Slytherinie. Pracuję w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodziejów, a głównie wyłapuję śmierciożerców, obecnie jestem na rocznym urlopie - wyłapuję tylko z doskoku, jeśli się jakiś trafi.

- W takim razie jak to możliwe, że nie mijałyśmy się na korytarzach?

- A widzisz, możliwe. Mam 25 lat, czyli ukończyłam Hogwart mniej więcej w czasie, kiedy ty zaczynałaś naukę.

- Wybacz komentarz, ale cuchnie od ciebie niezdrową arystokracją - Hermiona nie chciała być niemiła, na co tylko Beth wydała z siebie głęboki gardłowy śmiech.

- Żadna ze mnie arystokracja, moja droga. Inwestuję galeony głównie w siebie, więc może się to odbijać wizualnie. Poza tym, arystokraci najczęściej chlubią się byciem czystej krwi, jestem półkrwi, więc trochę mi do tego brakuje - po jej rozbawionej minie widać było, że nie została urażona tą opinią. - Może zbierajmy się już, im wcześniej wyruszymy tym lepiej.

Beth rzuciła na nie zaklęcie kameleona i z miotłą w ręku wyszły na ulicę. Spinner`s End jak zawsze wypełnione było jedynie mgłą okalającą domy, żadnej żywej duszy w pobliżu. Czym prędzej obie wsiadły na miotłę i wbiły się w górę, aby jak najszybciej dotrzeć do Hogwartu.

------------

Zdradzę tyle, że mam w zamiarze nie próżnować, jeśli chodzi o Beth. A skąd ona się wzięła, kim jest i wszelkie inne domysły zostawiam Wam.








 

środa, 28 marca 2018

Rozdział V

Miesiąc marzec ogłaszam miesiącem wzrastającego adhd, czy też owsików. Nie wiem jak Wy, ja nie byłam w stanie w tym miesiącu przysiąść porządnie jak człowiek przy jednej rzeczy. Zamiast się kulturalnie pouczyć, dokończyć kolejny rozdział, posprzątać - och, a co to za ładne świecidełko widać sąsiadowi przez okno? Czy to właśnie niesforny włos odstaje mojemu zwierzakowi? Należy go poprawić. I tak w kółko. No cóż, nie przedłużam, zapraszam do czytania i komentowania. c:

-------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonym zebraniu Harry, Ron i Ginny w wyjątkowo gniewnych nastrojach skierowali się do jednego z pokoi na piętrze, aby w spokoju omówić poruszone na nim kwestie. Huk zatrzaskiwanych przez Rona drzwi spokojnie można było usłyszeć w obrębie kilku najbliższych miast.

- Dlaczego oni się zgodzili na to, żeby to Snape ją ukrył? - chwilową ciszę postanowił przełamać Harry nerwowo krążąc po pomieszczeniu.

- No właśnie! Pewnie siedzi teraz gdzieś w ciasnej norze nasłuchując, czy nie zbliżają się śmierciożercy - wtórował mu Ron.

- Mi też się ten pomysł nie podoba, ale raczej nie trzyma jej w schowku na eliksiry na drugim końcu świata - Ginny wywróciła oczami.

- Nie broń go! - krzyknęli prawie jednocześnie.

- Nie bronię, uważam, że skoro ukryli ją w porozumieniu z Dumbledorem, to on sam raczej nie zgodziłby się na takie warunki.

- W sumie może i jest w tym trochę racji.

- Świetnie, Harry, teraz jeszcze ty? - Ron opadł na łóżko w geście poddania.

- Dumbledore nie pozwoli na to, żeby Hermionie coś się stało. Lepiej się zastanówmy, co z Malfoyem.

- A co ma być? Pewnie wdał się w tatusia i nie zobaczymy go w pociągu - Ron jedynie prychnął.

- Równie dobrze może siedzieć w przedziale i czekać na odpowiedni moment.

- Umówmy się, że miarę możliwości będziemy go obserwować. Nawet, jeśli nam zniknie z oczu, to pewnie znowu skończy zamieniony we fretkę - cała trójka wybuchnęła śmiechem i za chwilę byli pochłonięci rozmową o tegorocznym sezonie Quidditcha.

*

O tej porze roku Hogwart świecił pustkami, aby za kilka dni zamienić się w jeden z najbardziej zaludnionych zamków, jaki widział świat czarodziejów. W ten dzień oprócz głośnych dyskusji duchów oraz postaci na obrazach, słychać było obijający się o kamienne mury trzepot czarnych szat zmierzających prosto do lochów. Severus liczył na spokojną ostatnią prostą przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego cholernego piwa z Minerwą. Chociaż znając pecha Mistrza Eliksirów, stary dropsoholik i tak wybrałby jego na niańkę. Za każdym razem, kiedy był przekonany, że osiągnął szczyt idiotycznych zadań od swojego przełożonego, coś w mgnieniu oka musiało wyprowadzić go z błędu. Zdecydowanym krokiem wszedł do swojego magazynku i wybrał wszystkie potrzebne ingrediencje do uwarzenia odpowiedniej ilości wielosokowego, po czym skierował się wprost do kominka.

Na miejscu zaintrygowała go błoga cisza, która panowała w całym domu. Zdecydowanie bardziej spodziewał się ogólnie obecnego hałasu albo chociaż odgłosu kroków. No pięknie, Granger przepadła - pomyślał. Instynktownie nie zmartwił się zagrożeniem życia gryfonki, a raczej swojego po tym, jak Dumbledore się dowie, że jeden z jego pupili być może w tym momencie niesprawnie odskakuje od Niewybaczalnych rzucanych w jego stronę. 

Kurz powstały na skutek teleportacji siecią Fiuu opadł ukazując słodko drzemiącą Hermionę na środku salonu, w jego fotelu. 

- Granger, czy ty sobie jaja robisz?! Obudź się! - krzyknął potrząsając jej ramieniem.

- P-profesorze? - nie do końca obudzona spojrzała na swojego profesora spod przymkniętych powiek.

- Czy ja ci nie mówiłem, że masz się zachowywać jak osoba ukrywająca się? - wycedził przez zęby.

- Tak właśnie starałam się zachowywać, profesorze.

- Tak? Więc jak według ciebie powinna się zachowywać taka osoba?

- Sądzę, że powinna nie zwracać na siebie uwagi.

- Wyborna odpowiedź. Jeśli tak samo wyczerpująco będziesz odpowiadać na pytania na owutemach, to może Dumbledore z litości zgodzi się przytrzymać ci posadę Filcha. Mnie osobiście wydaje się, że twoim zadaniem było nasłuchiwać ewentualnego zagrożenia. To dopiero by była historia - nieujęta od tylu lat przyjaciółka Harry`ego Pottera zaskoczona avadą we śnie! Rita Skeeter byłaby zachwycona  nowym materiałem - w Hermionie z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem coraz bardziej się gotowało, ale nie mogła dać tego po sobie poznać.

- Ma pan rację, profesorze. Przepraszam.

Co tak szybko? Ta myśl przemknęła w głowie Mistrza Eliksirów. Gryfonka była znana z tego, że nie potrafiła trzymać języka za zębami w sytuacjach, które tego wyraźnie wymagały. Wzruszył tylko ramionami i skierował się do osobnego pomieszczenia, które spełniało funkcję pracowni. Pokój sam w sobie sprawiał wrażenie bardzo małego, jak gdyby był wcześniej wykorzystywany jako ciasny schowek na przedmioty nie mające swojego miejsca. Ściany wyłożone były ciemnozielonym kolorem, co nie powinno nikogo dziwić, a na środku pracowni stanął solidnie wykonany stół z wieloma szafkami, w których znajdowały się przydatne do przygotowywania składników narzędzia. Wzdłuż ścian przebiegała wzmocniona deska służąca jako podkładka pod kociołki. Trzeba przyznać, że ustrój pomieszczenia został przemyślany tak, żeby jak najbardziej efektywnie zagospodarować i tak małą przestrzeń.

Jednym machnięciem różdżki w kociołkach pojawiła się odpowiednia ilość wody, a pod nimi zapalił się płomień podgrzewający. Przygotowane wcześniej ingrediencje zajęły swoje miejsce na stole, po czym w pełnym skupieniu zostały posiekane, zmiażdżone i odmierzone dla usprawnienia pracy nad zamówieniem dyrektora. Warzenie eliksirów pochłaniało skupienie Severusa jak nic innego. Nie uważał tego jedynie za dobrze płatny zawód czy sposób na płynne ciche morderstwa, a pasję, której w wolnych chwilach lubił się oddawać. 

- Uhm, profesorze? - został wyrwany z zamyślenia przez gryfonkę.

- Czego? - odwarknął.

- Byłby pan w stanie podkręcić temperaturę? Chyba od dawna nie było tu grzane – szczelnie owinęła się swetrem i spojrzała błagająco w stronę swojego nauczyciela.

Ach, no tak. Przez dłuższy czas był zaaferowany pracą w otoczeniu ciepła bijącego od bulgoczących mikstur. Nie pomyślał, że reszta domu praktycznie pokrywa się już lodem. No cóż, każdego szkoda.

- Już nawet tak prosta czynność jak napalenie w kominku sprawia ci problemy, Granger? - na jego usta wpłynął cień satysfakcji. – Accio drewno – ruchem różdżki skierował unoszące się drewno do kominka – Incendio.

- Dziękuję.

- Ależ cała przyjemność po mojej stronie – w dalszym ciągu dawał jej do zrozumienia, że nie musiałaby marznąć tyle czasu, gdyby wcześniej wpadła na pomysł własnoręcznego rozpalenia ognia.

Do salonu wleciał mieniący się oślepiającym niebieskim światłem patronus dyrektora, na którego widok Severus dostawał popularnie nazywanego przez Minerwę "wścieku macicy" i rozsiadł się na oparciu fotela, aby w końcu przekazać wiadomość.

Severusie! Mam nadzieję, że realizacja zamówienia dla Zakonu idzie pełną parą. Chciałem ci tylko przypomnieć, żebyś współpracował z panną Granger, czas nas goni.

Zaklął w myślach. Dropsoholik koniecznie musiał głośno i wyraźnie przypomnieć o konieczności współpracy. 

- Profesorze? O jakim zamówieniu mowa?

- Głowa cię nie boli od takiej ilości informacji? Zakon potrzebuje sporych ilości wielosokowego, zadaniem niektórych będzie zakamuflowanie się w pociągu.

- Ja też będę musiała go wypić? 

- Nie, ty, a właściwie my, polecimy do szkoły na miotle wcześniej niż wystartuje Express Hogwart – plan musiał być przemyślany, nie mogli wyruszyć na równi z pociągiem w razie, gdyby Mistrz Eliksirów został wezwany do pomocy w napadzie.

- Na miotle?

- Tak, Granger, na miotle. To taka drewniana belka używana do latania, nie słyszałaś nigdy o tym? - udawał zdziwionego.

- Nie moglibyśmy pomyśleć nad jakimś innym środkiem transportu?

- Nie myśl więcej, bo się przegrzejesz – uniósł kącik ust w drwiącym uśmiechu, po czym odszedł w stronę pracowni.

Obrzucił leniwym spojrzeniem kociołki - eliksiry zdawały się być prawie skończone. Zmęczenie zaczęło dawać mu się we znaki i byłby naprawdę ucieszony faktem, że do pełnego uwarzenia pozostał jakiś kwadrans, gdyby nie to, że musiał przygotować jeszcze drugie tyle. Oczywiście, zawsze mógł wziąć sobie Granger do pomocy. Wiedział, że dałaby sobie radę ze skończeniem reszty, ale swoją pracę zawsze wykonywał sam, bez niczyjej pomocy i nienawidził, kiedy niepowołane osoby kręcą się przy jego kociołkach, więc sam przed sobą szczerze przyznał, że prędzej stanąłby nago przed Voldemortem z mieniącym się na różowo napisem #TeamDumbledore na klatce piersiowej niż zaczął współpracować z Granger.

O wilku mowa – gryfonka stała oparta o framugę i pytająco wpatrywała się w swojego profesora.

- W czymś pomóc? - zapytał zirytowany.

- Właściwie to chciałam zapytać o to samo. Profesor Dumbledore powiedział, że powinnam z panem współpracować - wyrecytowała typowym tonem dla Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej.

- Ale to moja pracownia, a nie profesora Dumbledore`a - syknął.

- Profesorze Snape! To ważne, żeby odpowiednia ilość eliksirów trafiła do Zakonu, sam może się pan nie wyrobić z czasem - fuknęła urażona.

- Zastanowię się.

- Naprawdę?

- Nie, wypad – z impetem zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Hermiona opadła rozgniewana na fotel, przywołując różdżką jedną z ksiąg znajdujących się niedaleko. Przewertowała kilka stron, ale nie mogła się skupić. Odłożyła grube tomiszcze na miejsce i ułożyła się wygodniej. Chciała pomóc, czuła się okropnie siedząc bezczynnie, kiedy wszyscy dookoła przygotowują się do obrony, robią coś pożytecznego. Pomijając nawet kwestie związane z ewentualnym atakiem na Express Hogwart, to w dalszym ciągu nie była przygotowana na nadchodzący rok szkolny. Ubrania i rzeczy osobiste prócz różdżki zostały w jej rodzinnym domu, ani jeden z podręczników dla siódmoklasistów nie wszedł jeszcze w jej posiadanie, kociołek dla uczniów decydujących się na zdawanie eliksirów na owutemach znacząco różnił się od tego, który jest używany do standardowego przebrnięcia przez materiał i jak się można domyślić - jak na razie widziała go tylko na sklepowej półce, a powinien być już spakowany i gotowy. Wzdrygnęła się ze złości. Nie lubiła dezorganizacji i bezsilności. 

Popadała w, jej zdaniem, kilkuminutowe drzemki, chociaż realnie trwały one o kilka chwil dłużej zważając na zachodzące słońce za oknem. Wciąż sennie uchyliła powieki i przeciągnęła się na całej długości fotela. Poczuła znajome odstępstwo od przyzwyczajeń, często zasypiała w fotelu po wyczerpującej lekturze, ale budziła się najczęściej dodatkowo ogrzewana przez mruczącego sierściucha. No tak, nadal nie jestem u siebie - pomyślała. To jakże trafne spostrzeżenie spełniło zadanie kubła zimnej wody. Energicznym ruchem podniosła się z fotela i skierowała w stronę pracowni jej profesora. Co to, to nie! Jeżeli Snape się nie wyrobi, to postawi na szali bezpieczeństwo uczniów - to dźwięcznie obijające się w jej głowie zdanie dodawało jej odwagi przed postawieniem się czarnowłosemu mężczyźnie. Kilkoma krokami pokonała dzielącą ją od drzwi odległość i pewnym chwytem złapała za klamkę pociągając ją do siebie.

- Profesorze, tak nie może być, ja... - szeroko otworzyła usta w zdziwieniu. Spodziewała się ciskaniem w jej stronę najpaskudniejszych klątw, tymczasem Główny Postrach Hogwartu ™ z głową odchyloną do tyłu siedział na krześle i pochrapywał. Całkiem jak małe i niegroźne bobo, które właśnie zostało nakarmione. Zachichotała pod nosem na to porównanie. Dobrze, wszystko wydaje się być zrozumiałe - miał ciężki dzień, więc zasnął ze zmęczenia, teraz potrzebny jest jedynie plan działania i wielka wola przeżycia, żeby wyjść z tego cało. Wyciągnęła różdżkę i sprawnym ruchem ręki wbiła śpiące ciało profesora w powietrze, delikatnie przenosząc go do sąsiadującego pokoju, aby tam położyć go na łóżku.

Zamykając za sobą drzwi do sypialni przystanęła i prychnęła. Ta sytuacja rządzi się prawami przysięgi wieczystej. Wiedziała, że jeśli komuś o tym wspomni, to umrze szybciej niż zdąży powiedzieć "Potter, twój ojciec był kanalią".

środa, 7 marca 2018

Szukasz bety? Kliknij.

Hej wszystkim!
Z racji tego, że mam obecnie na głowie dużo obowiązków i potrzebuję równie dużo odciągaczy pragnę się polecić jako beta. Jeśli potrzebujesz Ty, ktoś z Twoich znajomych, ktoś z rodziców czy rodziny albo nawet Twój pies, to można do mnie napisać na GG podanym z lewej strony. Zazwyczaj jestem pod telefonem 24/7 mimo, że siedzę na niewidocznym, co by napaleni samce nagminnie nie proponowali mi usług seksualnych w okazyjnej cenie, więc chętnie przejrzę Twoją pracę i stosownie ją poprawię, jeśli będzie tego wymagała.

Rozdział IV

Hermiona podążyła wzrokiem za rozmywającym się patronusem dyrektora zastanawiając się nad jego słowami. W bezpieczne miejsce? Nie mogła pojąć dlaczego Voldemort zainteresował się nią, kiedy to Harry od zawsze był jego głównym celem, a ona jedynie szlamą Pottera, której śmierci może i chcą jego poplecznicy, ale w sytuacji przypadkowej. Który jegomość czystej krwi osobiście pofatygowałby się po mugolaczkę? Poczuła na ramieniu dłoń opiekuna Slytherinu i znajomy ścisk w żołądku wskazujący na teleportację. Straciła równowagę i runęła na zimny beton czując jak deszcz zwilża jej włosy. Uniosła głowę - znajdowali się w ciemnej uliczce pomiędzy dwoma dużymi domami.

- Granger, wstawaj - syknął Severus i rzucił na nią zaklęcie kameleona.

- Gdzie mnie pan zabiera, profesorze?

- Jeśli będziesz dalej paplać ozorem to nigdzie, bo ktoś cię usłyszy i potraktuje avadą.

Wyszli z uliczki, która odsłoniła ciąg jednakowych z zewnątrz domów jednorodzinnych. Okolica była pusta, ani jednego przechodnia, kilka niedziałających latarni i ogólnie panujący chłód. Nie spodziewała się słonecznej polany wysadzonej kwitnącymi kwiatami, ale w głębi duszy miała nadzieję na bardziej przyjazne otoczenie. Pokonali kilka budynków, po czym zatrzymali się przed jednym - a raczej Snape się zatrzymał, co skutkowało solidną kolizją jej nosa z kamiennymi plecami profesora. Jego oczy powędrowały ku niebu w pomście o worek szarych komórek, które widocznie obumarły w wyniku aportacji. Wyszeptał kilka nieznanych Hermionie zaklęć zabezpieczających i otworzył drzwi wpuszczając ją pierwszą. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają na widok salonu wypełnionego po brzegi książkami. Szybkim krokiem pokonała odległość dzielącą ją od zakurzonych ksiąg, jej ręka powędrowała ku jednej.

- Zostaw tę książkę, Granger, lepiej nie dotykać rzeczy, które do nas nie należą - słowa profesora szybko ją otrzeźwiły, odłożyła księgę i zwróciła się w jego stronę.

- Gdzie jesteśmy?

- U mnie, rozgość się pamiętając o tym, żeby niczego nie dotykać i najlepiej nie oddychać, ułatwisz mi pracę.

Jak to u niego? Nie mogła wyjść z podziwu, że znany jej Severus Snape postanowił ukryć ją we własnym domu.

- Zamknij usta, Granger, wyglądasz równie idiotycznie, co Weasley – uniósł kącik ust w zadowoleniu, kiedy gryfonka wyraźnie się speszyła.

- Profesorze, jak to ma teraz wyglądać? Za dwa dni zaczyna się rok szkolny, nie jestem ani trochę przygotowana.

- Nie wiem i ani trochę mnie to nie interesuje, niemniej jednak, jeśli zostanę do tego zmuszony, to przekażę ci informacje od dyrektora. Na chwilę obecną zostaniesz tutaj i będziesz się zachowywać tak, jak przystało na osobę ukrywającą się - posłał jej zirytowane spojrzenie i skierował się w stronę kominka – Gabinet Albusa Dumbledore`a!

Załamana Hermiona opadła bez sił na stojący na środku pokoju fotel. Świetnie, została przymusowo zamknięta w fortecy nietoperza, kiedy za chwilę zaczyna się szkoła, na domiar złego przypomniała sobie, że do rana powinna wrócić do domu, rodzice na pewno zaczną się martwić. Owszem, znajdowała się wcześniej w bardziej beznadziejnych sytuacjach, patrząc chociażby na pojedynek z trollem w początkowych latach nauki, ale teraz będzie musiała siedzieć przez nie wiadomo ile w fotelu. Spoglądała z głodem w oczach na biblioteczkę, ale zakaz jej nauczyciela działał na nią jak wyjątkowo wredna klątwa. Po kilku chwilach zasnęła, miniony dzień porządnie dał się odbić na zmęczeniu.

*

Severus wylądował w gabinecie uśmiechającego się do niego od ucha do ucha dyrektora. Domyślał się, że stary miłośnik dropsów zwoła całą radę nadzorczą, więc był mocno zdziwiony, kiedy zauważył, że w pomieszczeniu oprócz niego i samego gospodarza nie było nikogo.

- Severus! Nie fatyguj się wychodzić z kominka, musimy udać się do Nory – oho, i to by było na tyle ze żmudnej nadziei.

Dyrektor zajął miejsce obok niego i za chwilę znajdowali się już w obecnej kwaterze Zakonu. Na miejscu czekali na nich wszyscy członkowie wyraźnie niezainteresowani ich przybyciem zważając na gwar rozmów, a właściwie przekrzykiwania się.

- Po co tyle razy powtarzaliśmy, że macie się nie ruszać z domu, dla żartów?! - Alastor Moody wyglądem przypominał dojrzałego pomidora, faktem jest, że nie było trudno go rozzłościć.

- Gdybyśmy wiedzieli, że to się tak skończy, to nigdy byśmy nie wyszli! - Harry próbował dotrzeć do starszego aurora.

- Gdybym ja wiedział, że w pierwszej wojnie stracę oko, to wepchnąłbym temu śmierciożercy jego różdżkę głęboko w...

- CISZA! - wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę dyrektora i momentalnie rozmowy ucichły - Cieszę się, że tak szybko się zebraliście, jak widzicie, sprawa jest niecierpiąca zwłoki - Dumbledore ponownie uśmiechał się zza swoich okularów-połówek.

- Gdzie jest Hermiona? - uszy Rona parowały jak mugolski czajnik na gwizdek.

- Nie twój interes, Weasley. Nie chciałbym, żeby przez wasze wyjątkowo niskie zdolności oklumencji, a właściwie ich brak, Czarny Pan dowiedział się o miejscu jej przebywania i moim udziale w tym – Snape posłał mu uciszające spojrzenie.

- Jak ona może być bezpieczna, skoro Snape ją ukrył?! Pewnie siedzi teraz dwa kroki od śmierciożerców albo w środku lasu.

- Za to ty pierwsze trzy mecze Quidditcha przesiedzisz w towarzystwie Filcha – Severus uśmiechnął się w wyrazie zwycięstwa, co spotkało się z głośnym "Ale jak to?" gryfońskiej młodszej części uczestników spotkania.

- Kochani, uspokójcie się już - dyrektor ponownie doszedł do głosu. - Panna Granger bez wątpienia znajduje się teraz w bezpiecznym miejscu, którego nie ujawnimy z powodów przedstawionych przez profesora Snape`a przed chwilą. Jak można się domyślić, Severus nie wiedział o rzekomym ataku śmierciożerców, więc obawiamy się, że podobna sytuacja może się zdarzyć, kiedy wystartuje Express Hogwart – twarze członków zakonu wykrzywił wyraz zaniepokojenia.

- W dalszym ciągu nie wiemy, co z Hermioną, dyrektorze – uwaga Ginny spotkała się z aprobatą ze strony jej kolegów.

- Tak jak mówiłem, nic jej nie grozi. Zostanie w ukryciu do momentu, w którym nie uznam za stosowne przeniesienie jej do Hogwartu, powinna do was dołączyć w pierwszych dniach nauki.

- Dobrze, w takim razie jak przygotujemy się do obrony pociągu?

- W każdym przedziale usadzimy trójkę siódmoklasistów i swobodnie między nimi spacerujących nauczycieli oraz aurorów w przebraniach uczniów.

- Eliksir wielosokowy?

- Dokładnie tak.

- Zdajesz sobie sprawę, Dumbledore, że nie mam takich zapasów wielosokowego? - Severus prychnął.

- Więc je zrobisz, przyjacielu.

- To fizycznie niemożliwe, żebym zdążył zrobić ich tyle w tak krótkim czasie.

- Zdążysz, panna Granger na pewno ci pomoże - zmarszczki na twarzy dyrektora nie są zadziwiające patrząc na ilość uśmiechów posyłanych w ciągu dnia.

- Ty chyba ocipiałeś na starość.

- Zapewniam cię, że wszystko ze mną w porządku, proszę cię o to jako przyjaciel, ale też jako twój przełożony. Im szybciej zaczniecie, tym szybciej skończycie, Severusie.

Opiekun Slytherinu szybkim krokiem oddalił się w stronę kominka mocno uderzając butami o podłogę dając do zrozumienia, że wcale mu się ten pomysł nie podoba.

- Zebranie skończone, dzieci. Resztę informacji dostarczę wam patronusem, tymczasem wyśpijcie się - dyrektor serdecznie pożegnał zgromadzonych i sam udał się do swoich komnat.

sobota, 17 lutego 2018

Rodział III

Witam serdecznie wszystkich.
Zauważyłam, że aktywność powoli rośnie, co się przekłada na chwilę wolnego czasu więcej na pisanie. Mam nadzieję, że tendencja wzrostowa się utrzyma, a tymczasem życzę miłego czytania :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                                                                                                    Aportowali się do Hogsmeade. Miasto w godzinach wieczornych szczególnie tętniło życiem, każdy zapalony turysta cenił sobie urok tego miejsca, a i miejscowych również było sporo.

- Dokąd idziemy? – Hermiona była wyraźnie zaciekawiona.

- Do Trzech Mioteł. Harry i Ron już na nas czekają – Remus uśmiechnął się na widok widocznie uradowanej Hermiony.

W kilka chwil pokonali odległość dzielącą ich od knajpy. Z daleka zauważyli charakterystyczne okrągłe okulary i na wpół głupkowaty wyraz twarzy rudzielca.

- Hermiona! - wykrzyknęli praktycznie razem i podbiegli, żeby ją uściskać. - Chodź, mamy zarezerwowany stolik na wieczór - dokończył Harry.

- Jak to zarezerwowany? W Trzech Miotłach rezerwuje się na konkretne nazwisko, to trochę nieodpowiedzialne zważając na to, że jesteś na celowniku - wilkołak zdawał się być poirytowany tym błędem.

- Remusie, daj spokój. Całe wakacje siedzieliśmy zamknięci w domu, bo według Zakonu jesteśmy na celowniku, poza tym Madame Rosemerta powiedziała, że bez rezerwacji nie będzie szans zajęcia jakiegokolwiek stolika, więc wykorzystałem ostatnią szansę na spotkanie przed rozpoczęciem roku.

- Rozumiem cię, Harry, ale ostatecznie wytrzymalibyście chyba jeszcze te kilka dni, w szkole też spędzacie ze sobą większość czasu, prawda?

- Tak, ale tutaj miło spędzimy czas przy kuflowym, a w Hogwarcie będziemy zawaleni poleceniami od profesora Dumbledore`a i Hermiona będzie z nami tylko fizycznie, bo mentalnie zazwyczaj jest w bibliotece.

To podsumowanie wyraźnie rozbawiło grupę, oczywiście z wyjątkiem Hermiony, która udawała śmiertelnie obrażoną. W rzeczywistości schlebiało jej, że wszyscy wokół zauważają jej zaangażowanie w pogłębianie wiedzy, co było jedną z najważniejszych wartości w jej życiu. Lekko zamyślona z daleka zauważyła dwie znajome postacie. Jedna z nich widocznie nie pasowała do obrazu zapamiętanego i powtarzanego co rok. Snape pewnym krokiem przemierzał pomieszczenie, w pełnym skupieniu rozglądając się, jakby wypatrywał zagrożenia. No tak, lata praktyki odbijają się na codzienności - pomyślała. Była zdziwiona, choć pozytywnie, zmianą ubioru swojego profesora. Teraz przypominał jej motocyklistę z mugolskich filmów, do tego wszystkiego brakowało jeszcze lśniącego czarnego harleya. Zaśmiała się w myśli wyobrażając sobie opiekuna Slytherinu w takim wydaniu. Z zamyślenia wyrwała ją profesor McGonagall, uśmiechająca się do nich tak samo rozczulająco jak wtedy, kiedy Tiara przydzieliła ich do jej domu.

- Witajcie, moi kochani. Nie powiem, stęskniłam się za moim ulubionym trio, ale możecie mi wytłumaczyć co tu robicie? - Minerwa podzielała obawy Remusa i nie zamierzała tego ukrywać.

- Pani profesor, spokojnie. Tłumaczyliśmy to już Remusowi, no i teraz mamy kolejnego silnego czarodzieja w pobliżu na wszelki wypadek – Ron próbował poprzez schlebienie uspokoić starszą czarownicę, ale z jego urokiem osobistym na niewiele się to zdało.

- No tak właściwie to kolejnych dwóch czarodziejów, panie Weasley - Minerwa rzuciła okiem w stronę Severusa, który był już wyraźnie zniecierpliwiony.


- A profesor Snape nie przyjdzie się przywitać?- wypaliła Hermiona, co spotkało się z morderczymi spojrzeniami ze strony jej przyjaciół.

- Och, kochana. Sądzę, że prędzej zatańczyłby na środku Wielkiej Sali.

Rozbawiona odeszła w stronę stolika, przy którym siedział Severus zostawiając swoich uczniów za sobą.

- Widzisz, Remusie. Siedzimy tu z Harrym od dłuższego czasu i nic złego się nie stało - Ron postawił sobie za cel uspokojenie wszystkich wokół, a przynajmniej wpłynięcie na zaciśniętą na różdżce dłoń wilkołaka, ale ten tylko uśmiechnął się słabo.

**

Trzy Miotły wypełniał gwar rozmów, śmiechów i przekrzykujących się wzajemnie podpitych gości. Każdy z obecnych był wyraźnie zaaferowany jedynie towarzystwem, z którym w tym dniu spędzał wieczór. Ta reguła nie dotyczyła Mistrza Eliksirów, którego uwadze nie umknęli zakapturzeni mężczyźni kryjący się w rogu tak, że byli praktycznie niewidoczni.

Subtelnie posłał w kierunku grupy zaklęcie podsłuchujące i skupieni razem z Minerwą czekali, aż któryś z nich w końcu się odezwie.

Tak, jak ustaliliśmy. Brać tę szlamę Granger i zmywać się.

Te słowa podziałały jak kubeł zimnej wody na dwójkę profesorów, tymczasem mężczyźni szybkim krokiem przekroczyli bezpiecznie okrywający ich cień.

-Drętwota! - jeden z mężczyzn cisnął zaklęciem w grupę gryfonów. Zdecydowanie nie należał do najlepszych czarodziejów, bo zaklęcie chybiło, trafiając w stół i odrzucając go kilka metrów dalej.

W tawernie wybuchła panika, część gości na oślep rzuciła się w stronę drzwi, inni zaś wybrali aportację z dala od miejsca zdarzenia, jedynie kilka osób próbowało walczyć z nieznajomymi, ale ich zaklęcia ogłuszające nie zdawały egzaminu przeciwko avadom.

- Severusie, zrób coś! - Minerwa nie potrafiła opanować nerwów, pole do walki było zbyt małe, a trzeba było uważać na cywilów.

- Co mam twoim zdaniem zrobić?! Nie potrafię rzucić klątwy na pięciu na raz! Zabiję jednego, to reszta aportuje się, a Czarny Pan jeszcze dzisiaj zrobi ze mnie kolację dla Nagini, kretynko!

Hermiona dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to ona jest celem, odpuściła walkę i zaczęła uciekać. Wyskoczyła przez okno na trawnik i ile sił w nogach biegła na oślep z nadzieją, że uda jej się odciągnąć napastników od wciąż znajdujących się w środku Harry`ego i Rona. Pokonywała kolejne uliczki, a zaklęcia rzucane w jej stronę obijały się, niszcząc budynki i podpalając drzewa.

-Petrificus Totalus! - zdecydowała się rzucić zaklęcie odwracając się za siebie, ale w dalszym ciągu nie przestając uciekać. Zdecydowanie gryfonki pozwoliło jej położyć na ziemię jednego z  dwóch goniących ją śmierciożerców.

Wbiegła do uliczki, którą oświetlało tylko słabe światło rzucane przez Księżyc i schowała się za kubłem w nadziei, że zgubiła ostatniego z mężczyzn. Adrenalina pozwoliła jej na długi bieg, ale wiedziała, że jeszcze kilka metrów więcej i nie wytrzymałaby. Starała się uspokoić i zamknęła oczy czując, że napływają do nich łzy. Zawsze była tą rozsądną w ich grupie i pojawiając się w Trzech Miotłach powinna nakazać zdecydowany powrót do domu na wypadek właśnie takiej sytuacji. Nagle poczuła piekący ból w ramieniu i otwierając oczy dostrzegła silnego mężczyznę podnoszącego ją do góry i przystawiającego różdżkę do gardła. Nie znała go, miał zagraniczną urodę, bardzo wyraźne rysy twarzy i jedno w całości białe oko, które dodatkowo szpeciła blizna przebiegająca od czoła do końca policzka.

- No, no. To chyba jeden z moich najlepszych dni, wiesz szlamo? Osobiście doprowadzę cię do Czarnego Pana i jako jedyny dostanę za ciebie nagrodę - mężczyzna z jeszcze większą siłą wbijał różdżkę głębiej, powodując coraz to silniejszy ból.

- Nie jestem szlamą! Nigdzie z tobą nie pójdę, jeśli Voldemort mnie chce, to dostanie, ale będziesz musiał doprowadzić mnie tam martwą.

- Właściwie to z przyjemnością - śmierciożerca dziko się uśmiechnął i podniósł różdżkę celując nią w Hermionę.

- Expelliarmus! - zaklęcie wytrąciło różdżkę z rąk mężczyzny, który zdziwiony wpatrywał się w kierunku, z którego zostało rzucone – Ani się waż tknąć tej szlamy, jest własnością Czarnego Pana, ty półmózgu - Hermiona wpatrywała się zszokowana w zbliżającego się Snape`a czując ulgę i niespotykane wcześniej uczucie bezpieczeństwa.

- Czarny Pan wybrał mnie do tego zadania! Sam mi to powiedział! Nie próbuj przypisać sobie zasług Snape.

- Jesteś idiotą, jeśli w to wierzysz - wycelował różdżkę w śmierciożercę - Musisz być wyjątkowo zmęczony posiadaniem tak wąskiego umysłu. Widzisz, skoro oboje mamy wypalone przedramię, to zobowiązuję się pomóc ci przestać się męczyć - kącik jego ust powędrował nieznacznie do góry.

- Pomożesz mi? - mężczyzna może i był silny, ale wyraźnie nie nadążał z analizowaniem informacji

- Tak - kąciki jego ust powędrowały jeszcze wyżej, formując się w ironiczny uśmiech. - Avada Kedavra – zielony promień wystrzelił z różdżki Severusa i po chwili wysłannik Czarnego Pana leżał bez ruchu na ziemi.

Mistrz Eliksirów spojrzał obojętnie na Hermionę. Gdy ich oczy się spotkały gryfonka zamarła z przerażenia. On był wściekły. A wściekły Snape zwiastuje tortury z subtelną dozą śmierci.

- Żyjesz, Granger?

- Tak, ja bardzo panu dziękuję, profesorze, uratował mi pan życie i gdyby nie pan to ja... ja nie wiem co by się stało - powiedziała wszystko na jednym wdechu wpatrując się uważnie w swojego nauczyciela. Głowę miał luźno opuszczoną, oczy zamknięte i prawą ręką masował sobie skroń.

- Nie odzywaj się więcej i nawet na mnie nie patrz - zrobił krótką przerwę na mocny wdech zimnego powietrza – CZY WY DO RESZTY POWARIOWALIŚCIE?! CAŁY ZAKON TŁUCZE WAM DO TYCH PUSTYCH ŁBÓW, ŻE MACIE NIE WYCHODZIĆ POZA DOM, BO NIKT POTEM NIE BĘDZIE RYZYKOWAŁ ŻYCIEM ALBO ZDRADZENIEM SIĘ PRZED SAMYM CZARNYM PANEM, BO ZACHCIAŁO WAM SIĘ PIWA W ŚRODKU MIASTA PEŁNEGO SZPIEGÓW!

- Ja wiem profesorze, przepraszam, my...

- NO PRZECIEŻ POWIEDZIAŁEM PRZED CHWILĄ, ŻE MASZ SIĘ NIE ODZYWAĆ, CZY WAM WSZYSTKO TRZEBA POWTARZAĆ?! GRYFFINDOR JUŻ DAWNO POWINIEN ZOSTAĆ ZAMKNIĘTY DO PRZYDZIAŁÓW, BO TRAFIAJĄ TAM TYLKO LUDZIE, KTÓRZY SĄ W STANIE ZABIĆ SIEBIE I 10 OSÓB WOKÓŁ POTYKAJĄC SIĘ O WŁASNĄ SZNURÓWKĘ!

Jego monolog został przerwany przez niebieskiego feniksa, który wygodnie usadził się na jego ramieniu. Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się, w końcu widok Snape`a nerwowo odganiającego patronusa zalicza się do tych zabawnych. Kiedy w końcu zrezygnowany dał sobie spokój, patronus odezwał się znajomym głosem dyrektora.

Severusie, wiem o wszystkim co się stało. Ukryj pannę Granger w bezpiecznym miejscu, potem zgłoś się do mojego gabinetu.

wtorek, 13 lutego 2018

Rozdział II

Severus relaksował się powoli upijając Ognistą Whisky w swoim ulubionym fotelu. Chyba każdy, kogo wpuszczał do swojego rodzinnego domu przy Spinner`s End – a nie było ich wielu -  twierdził, że powinien już dawno pozbyć się tego rupiecia i na jego miejsce sprawić sobie porządny mebel. Taka reakcja spotykała się najczęściej z lodowatym spojrzeniem Mistrza Eliksirów, co było wystarczającym powodem do zakończenia rozmowy. Fakt, niektóre rzeczy znajdujące się w salonie nadawały się jedynie do oddania w szklaną gablotkę muzeum, ale to było głównym czynnikiem, dla którego Severus nie chciał ich wymieniać. Układ domu i wyposażenie pozostały nietknięte odkąd jego rodzice zmarli, a on sam większą część roku spędzał w lochach Hogwartu, więc jego poczucie estety nie zostało naruszone. Odnosił wrażenie jakby renowacja domu była równa z obrażeniem jego matki, która raczej nie byłaby zadowolona z takiego stanu rzeczy, a przynajmniej tak przemawiał do niego wewnętrzny sentyment.

Tak właśnie wyobrażał sobie przyjemny wieczór - bez piekielnego bólu przedramienia sygnalizującego kolejny wypad na ciasteczko z Voldim, bez irytujących głosów gryfońskiej części szkoły i przesłodzonego spojrzenia Albusa, które bez konieczności wypowiadania słów proponowały dropsa i herbatę. Dawno nie czuł się tak swobodnie, siedział zaczytany w nowym wydaniu "Eliksirów Nie Dla Idiotów" popijając Ognistą i będąc ogrzewanym przez trzaskające płomienie wydobywające się z kominka. Dobrze znał mugolskie przysłowie mówiące o tym, że wszystko co dobre szybko się kończy i zaklął pod nosem, kiedy płomienie zmieniły swoją barwę na szmaragdową, a z kominka wyskoczyła widocznie uradowana Minerwa McGonagall.

- Severus! Co z tobą na Merlina, jest piątek wieczorem, a ty siedzisz z książką! - krzyknęła ze złowieszczym uśmieszkiem.

- Cóż za spostrzegawczość, jestem pod wrażeniem. Co tu właściwie robisz? Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni - zdobył się na najbardziej chłodny ton, jaki potrafił z siebie wydobyć.

- Otwarte połączenie naszych kominków traktuję jako zaproszenie. Praktykuj sobie pogłębianie wiedzy w samotności kiedy chcesz, ale nie w piątkowy wieczór, kiedy powinieneś wyjść ze mną na jedno kremowe.

- Jeszcze nie zauważyłaś, że od zawsze praktykuję spędzanie wieczorów w samotności?

- Nie wypada odmówić kobiecie, Sev – na dźwięk zdrobnienia jego imienia napiął się, jakby przygotowany do rzucenia wyjątkowo paskudnej klątwy. – Poza tym, to nie jest propozycja. Widocznie zapomniałeś, że transmutacja jest moją mocną stroną, chyba nie chciałbyś, żeby twoje szaty na zawsze zmieniły kolory na wściekły róż? – jej szeroki uśmiech był potwierdzeniem, że nie żartuje.

- Przyzwyczaiłem się do nazywania mnie postrachem lochów i dobrze mi z tym. Obawiam się, że gdyby mój przydomek zostałby zmieniony na Dolores Umbridge, to Albus musiałby poszukać nowego nauczyciela transmutacji. 

- Jak zwykle dramatyzujesz. Posłuchaj się starszego i chodź. 

Niechętnie zwlekł się z fotela i ruszył w kierunku garderoby. Z Minerwą nie było dyskusji, wiedział, że starsza czarownica nie poprzestałaby na groźbach, zresztą poniekąd traktował ją jak przyjaciółkę, chociaż nie mówił o tym tak otwarcie jak ona.

Padło na mugolski strój - dopasowana czarna koszula, spodnie i skórzana motocyklowa kurtka. Co prawda w niczym innym nie czuł się tak dobrze jak w swoim nieśmiertelnym surducie z milionem guzików i długiej pelerynie, ale nie było potrzeby, żeby tracić nerwy na kolejną sprzeczkę z Minerwą.

- Gotowy. Zadowolona? – spojrzał na nią wzrokiem obrażonego dziecka.

McGonagall nie ukrywała szczerego uśmiechu. W końcu to jeden z nielicznych dni, kiedy udawało jej się spędzić wieczór z Severusem w innym miejscu niż jego komnaty, w których temperatura nie pozwalała na komfortowe funkcjonowanie.

Aportowali się i wolnym krokiem weszli do Trzech Mioteł. Większość czarodziejów chciała dać upust zmęczeniu po skończonym tygodniu, więc znalezienie wolnego miejsca było nie lada wyzwaniem. Dzięki bardzo mocnym szkłom na nosie Minerwy przytulny kąt został szybko zlokalizowany. Kąt w znaczeniu dosłownym, ledwo oświetlony, nierzucający się w oczy. Zdawała sobie sprawę z tego, że musi iść na jakiś kompromis, chociaż jej najbardziej odpowiadałoby zasiedzenie przy samym barze. Jednak wybierając miejsce przy samej rozlewni piwa znacznie oddaliłaby się od grupki widocznie zainteresowanej rozmową gryfonów. 

- Wiedziałaś, że oni tu są? - skinął głową w kierunku Świętej Trójcy i Remusa.

- Nie jestem aż taka okrutna, Sev - obrzucił ją spojrzeniem pełnym wyrzutu. – No nie patrz tak na mnie, naprawdę nie wiedziałam. Zajmij stolik, ja tylko się przywitam i do Ciebie wracam – i tak rozradowana prawie w podskoku pognała uściskać każdego z nich.

Wybornie - pomyślał i ruszył w kierunku stolika. Nie dość, że wyciąga człowieka z domu mimo jego wyraźnego sprzeciwu – bo pełne wyrzutu spojrzenie jest traktowane w jego słowniku jako definitywny sprzeciw – to jeszcze musi dzielić pomieszczenie i tlen z bandą uczniów z domu kurczaka, jakby nie miał przed oczami wizji oglądania ich przez najbliższy rok szkolny. Już chciał się zabrać za mruczenie pod nosem klątw, co by ich wypędzić, ale ze skupienia wyrwała go Minerwa razem z przyjaznym barmanem.

- Co dla państwa? 

- Dla mnie kufel piwa kremowego, a dla tej pani herbata z najsilniejszą trucizną jaką macie – usta wykrzywiły mu się w ironicznym uśmiechu.

- Severus! - fuknęła oburzona. – Dla mnie również kremowe.

Barman oddalił się, by zrealizować zamówienie chichocząc pod nosem.

- Powiedz mi – dlaczego gdy zawsze człowiek chce mieć chwilę spokoju to zawsze muszą trafić się oni? 

- Severusie, wierz mi, ja sobie to pytanie zadaję przeszło od 6 lat - zaśmiała się pod nosem.

- W jakim celu mnie tu dzisiaj zaciągnęłaś? Będziemy plotkować jak stare baby? - prychnął.

- Chciałbyś - w tym momencie jej uradowana maska zeszła i pojawiła się przed nim nieco zaniepokojona Minerwa – Masz jakieś informacje od Sam-Wiesz-Kogo? Za kilka dni zaczyna się rok szkolny, martwię się o ewentualny atak na Express Hogwart.

- W ciągu ostatnich tygodni nie zostałem wezwany, gdyby Czarny Pan planował atak na pociąg to bym o tym wiedział.

- Miejmy nadzieję, że masz rację - brak informacji od Severusa wcale jej nie uspokoiły, była jeszcze bardziej zdenerwowana biorąc pod uwagę, że Voldemort mógł nie wspomnieć o planie, przez co byli nieprzygotowani.

Z pomieszczenia znajdującego się zaledwie kilka kroków od stolika, przy którym siedzieli roześmiani gryfoni, wyszło pięciu rosłych mężczyzn w czarnych szatach spokojnie rozglądających się po knajpie.  





  

sobota, 3 lutego 2018

Rozdział I

Jeden z ostatnich dni wyjątkowo ciepłego lata. Hermiona całe wakacje spędziła w rodzinnym domu. W końcu co może być lepszą odskocznią przed finałowym rokiem nauki w Hogwarcie niż dom pełen serdeczności, zjazdy wszelkich możliwych ciotek i wujków z dalekich stron, których nie widziała odkąd była dzieckiem i całej masy pyszności przygotowanych przez jej mamę? Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger nie byłaby jednak sobą, gdyby przez ten czas nie przerobiła masy nadprogramowych podręczników, a raczej ksiąg przypominających wyglądem transmutowaną piranię, które usilnie próbowały w sposób bardziej lub mniej serdeczny odciągnąć ją od przyswajania wiedzy w czasie wolnym od nauki.

Otworzyła okno na oścież, rozłożyła poduszki na parapecie i rozsiadła się wygodnie nie zapominając o głaskaniu wyraźnie domagającego się uwagi Krzywołapa, który ułożył się na jej kolanach. Wpatrując się w zachodzące Słońce chciała chociaż część spraw w swojej głowie uporządkować. Jaki obrać sposób na powtórki materiału, żeby otrzymać same Wybitne na końcowych egzaminach? Może w tym roku zaoszczędzić czas na pisaniu esejów za połowę Gryffindoru? To ostatni rok, mogliby się w końcu wziąć do roboty. Z rozmyśleń szybko wyrwała ją promiennie uśmiechająca się od ucha do ucha rodzicielka czarodziejki, trzymająca w ręku miskę z jej ulubionymi cukierkami.

- Może zejdziesz na kolację? - zapytała z troską Pani Granger.

Hermiona przeciągnęła się i westchnęła cicho. Myśl o ilości spraw do załatwienia w tym roku odbierała jej apetyt.

- Później sobie odgrzeję, nie jestem głodna - rzuciła nadal wpatrując się w niebo.

- Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci położyć się spać bez porządnego posiłku! Potrzebujesz sporych zapasów energii, patrząc na to ile się uczysz - w jej głosie dało się wyczuć znajomą nutę "nie zadzieraj z mamą".

- No dobrze, dobrze, już schodzę. 

Po zamknięciu się drzwi do jej pokoju, Hermiona odstawiła Krzywołapa do jego kojca przy okazji podając mu ulubionego misia łudząco przypominającego Parszywka należącego niegdyś do Rona. Zaśmiała się w duchu, zawiązała włosy w luźny kok i wolnym krokiem skierowała się w stronę jadalni.

W powietrzu unosił się przyjemny zapach pieczeni. Niewielką jadalnię ogrzewaną kominkiem – a służącym przy okazji jako sieć Fiuu - okalały kremowe ściany z powieszonymi na jednej z nich zdjęciami w jasnych ramkach. Były to głównie jej zdjęcia, zostały powieszone z rozmysłem, jakby chronologicznie. Pierwsze zdjęcia ukazywały ją jako uroczego berbecia, kolejne natomiast przedstawiały kilku i kilkunastoletnią dziewczynę ubraną w oficjalny mundurek Gryffindoru, odbierającą kolejne dyplomy za świetne wyniki w nauce. Jej rodzice zawsze byli z niej dumni i lubili mocno to akcentować. W końcu było się kim chwalić. 

W rogu pomieszczenia stanęła niewielka komoda z kilkoma pamiątkami zakupionymi na różnych rodzinnych wyjazdach, całości dopełniało ciemne drewno położone na ziemi wraz z wygodnym dywanem.

Hermiona zajęła swoje miejsce na krześle czekając na resztę domowników.

- I znowu tyle czasu cię nie będzie. Nie wiem jak się przyzwyczaję, kiedy skończysz szkołę i pójdziesz na swoje - westchnął Pan Granger wychodząc z kuchni.

- Oj, przestań majaczyć Perry! Nasza córka wyrosła już dawno z pieluch i stała się dorosłą kobietą. Chyba nie przeoczyłeś tego momentu, prawda? - zachichotała i puściła mu oczko.

- Dla mnie zawsze będziesz moją małą Hermioną - tu zwrócił się do niej z najcieplejszym spojrzeniem jakim tylko mógł  jako opiekuńczy tata.

- Spakowałaś już wszystko, czego potrzebujesz? - zapytała z nad garnka Helen.

- Właściwie to jeszcze się za to nie wzięłam, przy małej pomocy różdżki zajmie mi to chwilę, gorzej ze zlokalizowaniem wszystkich rzeczy - domownicy zaśmiali się porozumiewawczo, bałagan nie był czymś, co ich specjalnie zadziwiło.

Jedząc kolację wymieniali się spostrzeżeniami odnośnie przyszłego zawodu Hermiony, który w dalszym ciągu nie jest ani trochę sprecyzowany oraz temu, jak bardzo będą za nią tęsknić. 

Kominek stojący obok w momencie uderzył zielonym ogniem, a z płomieni wyszedł wysoki szatyn z lekko podrapaną twarzą. Otrzepał swoje szaty i ze szczerym uśmiechem na ustach spojrzał na osoby zasiadające przy stole.

- Witam państwa. Nazywam się Remus Lupin i byłem nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią w Hogwarcie. Muszę ukraść państwa córkę na jeden wieczór - zapowiedział z uśmiechem.

Wyraźnie zadowolona Hermiona rzuciła się Remusowi na szyję w geście powitania.

- Dobrze, ale tylko na jeden wieczór? - w głosie Perry`ego dało się wyczuć niezadowolenie tym faktem.

- Tylko jeden, obiecuję.

- Remusie, a tak właściwie to gdzie mnie zabierasz? 

- Zobaczysz - rzucił z uśmiechem, wziął ją pod rękę i za sekundę już ich nie było.

Oficjalnie powitanie.

Witam wszystkich zgromadzonych!

Nie lubię takich oficjalnych powitań, bo kojarzy mi się to z przemową publiczną, które bardzo mnie stresują, niemniej jednak kultura wymaga powitania wszystkich zainteresowanych tym, co może pojawiać się na blogu. 

Z pomysłem na zaczęcie pisania oswajałam się bardzo długo, do tej pory jedynie czytałam blogi o podobnej tematyce, ale z racji zbyt dużej ilości wolnego czasu przeczytałam wszystko, paliwo się skończyło i trzeba zacząć wytwarzać swoje. 

Blog będzie poświęcony historii Severusa i Hermiony jak można się domyślać, na razie jest to jedyny pairing, który uwielbiam całym sercem, mam przeczucie, że może to być spowodowane moją obsesją na punkcie Nietoperza od najmłodszych lat młodzieńczych. Notki mogą pojawiać się nieregularnie, ale jeżeli mój styl pisania i sama historia przypadnie czytelnikom do gustu, to będę się starać to nadrabiać. 

Miłego czytania. :)
szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis