sobota, 3 lutego 2018

Rozdział I

Jeden z ostatnich dni wyjątkowo ciepłego lata. Hermiona całe wakacje spędziła w rodzinnym domu. W końcu co może być lepszą odskocznią przed finałowym rokiem nauki w Hogwarcie niż dom pełen serdeczności, zjazdy wszelkich możliwych ciotek i wujków z dalekich stron, których nie widziała odkąd była dzieckiem i całej masy pyszności przygotowanych przez jej mamę? Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger nie byłaby jednak sobą, gdyby przez ten czas nie przerobiła masy nadprogramowych podręczników, a raczej ksiąg przypominających wyglądem transmutowaną piranię, które usilnie próbowały w sposób bardziej lub mniej serdeczny odciągnąć ją od przyswajania wiedzy w czasie wolnym od nauki.

Otworzyła okno na oścież, rozłożyła poduszki na parapecie i rozsiadła się wygodnie nie zapominając o głaskaniu wyraźnie domagającego się uwagi Krzywołapa, który ułożył się na jej kolanach. Wpatrując się w zachodzące Słońce chciała chociaż część spraw w swojej głowie uporządkować. Jaki obrać sposób na powtórki materiału, żeby otrzymać same Wybitne na końcowych egzaminach? Może w tym roku zaoszczędzić czas na pisaniu esejów za połowę Gryffindoru? To ostatni rok, mogliby się w końcu wziąć do roboty. Z rozmyśleń szybko wyrwała ją promiennie uśmiechająca się od ucha do ucha rodzicielka czarodziejki, trzymająca w ręku miskę z jej ulubionymi cukierkami.

- Może zejdziesz na kolację? - zapytała z troską Pani Granger.

Hermiona przeciągnęła się i westchnęła cicho. Myśl o ilości spraw do załatwienia w tym roku odbierała jej apetyt.

- Później sobie odgrzeję, nie jestem głodna - rzuciła nadal wpatrując się w niebo.

- Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci położyć się spać bez porządnego posiłku! Potrzebujesz sporych zapasów energii, patrząc na to ile się uczysz - w jej głosie dało się wyczuć znajomą nutę "nie zadzieraj z mamą".

- No dobrze, dobrze, już schodzę. 

Po zamknięciu się drzwi do jej pokoju, Hermiona odstawiła Krzywołapa do jego kojca przy okazji podając mu ulubionego misia łudząco przypominającego Parszywka należącego niegdyś do Rona. Zaśmiała się w duchu, zawiązała włosy w luźny kok i wolnym krokiem skierowała się w stronę jadalni.

W powietrzu unosił się przyjemny zapach pieczeni. Niewielką jadalnię ogrzewaną kominkiem – a służącym przy okazji jako sieć Fiuu - okalały kremowe ściany z powieszonymi na jednej z nich zdjęciami w jasnych ramkach. Były to głównie jej zdjęcia, zostały powieszone z rozmysłem, jakby chronologicznie. Pierwsze zdjęcia ukazywały ją jako uroczego berbecia, kolejne natomiast przedstawiały kilku i kilkunastoletnią dziewczynę ubraną w oficjalny mundurek Gryffindoru, odbierającą kolejne dyplomy za świetne wyniki w nauce. Jej rodzice zawsze byli z niej dumni i lubili mocno to akcentować. W końcu było się kim chwalić. 

W rogu pomieszczenia stanęła niewielka komoda z kilkoma pamiątkami zakupionymi na różnych rodzinnych wyjazdach, całości dopełniało ciemne drewno położone na ziemi wraz z wygodnym dywanem.

Hermiona zajęła swoje miejsce na krześle czekając na resztę domowników.

- I znowu tyle czasu cię nie będzie. Nie wiem jak się przyzwyczaję, kiedy skończysz szkołę i pójdziesz na swoje - westchnął Pan Granger wychodząc z kuchni.

- Oj, przestań majaczyć Perry! Nasza córka wyrosła już dawno z pieluch i stała się dorosłą kobietą. Chyba nie przeoczyłeś tego momentu, prawda? - zachichotała i puściła mu oczko.

- Dla mnie zawsze będziesz moją małą Hermioną - tu zwrócił się do niej z najcieplejszym spojrzeniem jakim tylko mógł  jako opiekuńczy tata.

- Spakowałaś już wszystko, czego potrzebujesz? - zapytała z nad garnka Helen.

- Właściwie to jeszcze się za to nie wzięłam, przy małej pomocy różdżki zajmie mi to chwilę, gorzej ze zlokalizowaniem wszystkich rzeczy - domownicy zaśmiali się porozumiewawczo, bałagan nie był czymś, co ich specjalnie zadziwiło.

Jedząc kolację wymieniali się spostrzeżeniami odnośnie przyszłego zawodu Hermiony, który w dalszym ciągu nie jest ani trochę sprecyzowany oraz temu, jak bardzo będą za nią tęsknić. 

Kominek stojący obok w momencie uderzył zielonym ogniem, a z płomieni wyszedł wysoki szatyn z lekko podrapaną twarzą. Otrzepał swoje szaty i ze szczerym uśmiechem na ustach spojrzał na osoby zasiadające przy stole.

- Witam państwa. Nazywam się Remus Lupin i byłem nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią w Hogwarcie. Muszę ukraść państwa córkę na jeden wieczór - zapowiedział z uśmiechem.

Wyraźnie zadowolona Hermiona rzuciła się Remusowi na szyję w geście powitania.

- Dobrze, ale tylko na jeden wieczór? - w głosie Perry`ego dało się wyczuć niezadowolenie tym faktem.

- Tylko jeden, obiecuję.

- Remusie, a tak właściwie to gdzie mnie zabierasz? 

- Zobaczysz - rzucił z uśmiechem, wziął ją pod rękę i za sekundę już ich nie było.

1 komentarz:

  1. Uhuhu, zapowiada się ciekawie! Podoba mi się twój styl, przyjemnie się czyta ^^

    OdpowiedzUsuń

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis