czwartek, 29 marca 2018

Rozdział VI

Hermiona skierowała się prosto do pracowni swojego profesora, aby zgodnie z zaleceniem dyrektora dokończyć produkcję eliksirów. Wolała nie myśleć o nadchodzącym wybuchu wulkanu, kiedy Snape się zbudzi, ale mimo wszystko przemawiała przez nią większa idea. Po drodze złapała za jedną z wielu ksiąg dotyczących sposobu warzenia zaawansowanych mikstur, z którą mogłaby się zapoznać w wolnej chwili. Co ciekawe - księga ta w centralnej części okładki posiadała oko, które w połączeniu z wyprofilowaną brwią i czarnymi tęczówkami groźnie spoglądało w stronę przyszłego czytelnika, jakby chciało go od tego zamiaru odwlec. Doszła do wniosku, że autor miał bardzo oryginalny pomysł na przykucie uwagi do jego dzieła, albo to jedno z lżejszych zabezpieczeń Mistrza Eliksirów. Odłożyła ją obok kociołka położonego w najbardziej skrajnej części pomieszczenia, po czym sprawdziła stan częściowo przygotowanych substancji. Tak, jak mogła się domyślić - pierwsza część warzenia została zakończona ze szczególną precyzją. W końcu nie współpracowała z amatorem, chociaż o współpracy samej w sobie trudno tutaj mówić. Nie chcąc przypadkowo spartaczyć całej pracy jej profesora, przywołała dokładną instrukcję warzenia eliksiru wielosokowego dla pewności. Z salonu w trybie natychmiastowym przyfrunęła do niej kolejna księga, która jak na zawołanie otworzyła się na żądanej stronie, ukazując przepis.

    Drogi czarodzieju, w drugiej części warzenia tej mikstury przygotuj:

1. Sproszkowany róg dwurożca
2. Muchy siatkoskrzydłe
3. Skórkę boomslanga
4. Odrobinę tego, w kogo chcesz się zamienić

 Hermiona po dokładnym zapoznaniu się od razu przystąpiła do pracy. Starała się z precyzją przynajmniej w części dorównywającą Snape`owi odmierzać ingrediencje i dodawać je do kociołków. W czasie pracy nuciła pod nosem kilka bardziej znanych mugolskich piosenek na tyle cicho, żeby przypadkiem nie zbudzić niedźwiedzia śpiącego pokój obok. Machnięciem różdżki ustawiła płomienie i zasiadła, aby zaczytać się w książce zwędzonej z salonu Severusa. Tak jak mogła się spodziewać - podręcznik zawierał sporo przydatnych informacji, które miała w zamiarze wykorzystać w nadchodzącym roku szkolnym. Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją szelest, który dobiegał z innego pomieszczenia. Serce podeszło jej do gardła, nie była przygotowana psychicznie na wybuch, który miał nastąpić. Ale czy na coś takiego w ogóle człowiek jest w stanie się przygotować? Nie było jej dane udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie - klamka od pracowni została gwałtownie szarpnięta i drzwi otworzyły się na oścież z impetem. Severus Snape przystanął oparty o framugę, a swoje spojrzenie skierował na rząd bulgoczących kociołków, żeby potem wbić je prosto w przerażoną twarz panny Granger. Wziął kilka głębszych oddechów zanim zdecydował się odezwać.

- Granger, wytłumacz mi z łaski swojej, co ty tu do cholery jasnej robisz - całe zdanie wycedził przez zęby.

- Postanowiłam dokończyć eliksiry, profesorze. Profesor Dumbledore wspomniał, że mamy na to mało czasu - starała się dobierać słowa jak najdelikatniej. - Kiedy znalazłam tu pana śpiącego, postanowiłam pana nie budzić.

- To powinna być pierwsza rzecz, którą miałaś zrobić. Pieprzeni gryfoni zawsze muszą pokazywać się z tej bohaterskiej strony! Czy tobie w ogóle udało się kiedykolwiek uwarzyć poprawnie eliksir wielosokowy?! - na jego jak dotąd spokojnej twarzy pojawił się grymas wściekłości.

- Tak, raz. W drugiej klasie, kiedy... - urwała w połowie zdania. Właśnie zanurzyła się po szyję w bagnie, w które wpadła decydując się na dokończenie zamówienia.

- W drugiej klasie powiadasz? - uniósł brew w zdziwieniu. - No cóż, przynajmniej w końcu mamy winowajcę mojego uszczuplonego magazynu. Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru, panno Granger.

- Ale profesorze! Nie zaczął się przecież jeszcze rok szkolny, no i to było dawno!

- Dla mnie bez różnicy. Mogłaś opierdolić mi magazyn, kiedy czekałaś na swoją kolej do Tiary Przydziału i mógłbym się o tym dowiedzieć nawet przed samymi owutemami. Gwarantuję, że nie byłabyś do nich dopuszczona. A punkty odejmę w pierwszej minucie waszego pobytu w Hogwarcie - wydawał się być usatysfakcjonowany swoją krótką przemową.

Hermiona poderwała się z krzesła oburzona i chciała skierować się w stronę wyjścia z pracowni, ale napotkała przeszkodę w postaci swojego profesora zastawiającego jej drogę.

- No gdzie leziesz, jak już tu jesteś, to ci coś pokażę - pospieszającym gestem ręki zachęcił ją do zajęcia miejsca obok stołu. - Jak twoim zdaniem te eliksiry mają być gotowe na już, skoro wielosokowy warzy się miesiąc?

- Faktycznie, nie pomyślałam o tym - panna Jednak-Nie-Wiem-Wszystkiego-Granger wbiła wzrok w buty klnąc na siebie pod nosem, że zapomniała o tak podstawowej informacji.

- Widzisz, Granger, bo ty z reguły nie myślisz - spojrzał na nią z wyższością i wyciągnął z szafki jedną gryzącą cebulę. - Do czego to stosujemy?

- Gryząca cebula jest składnikiem eliksiru leczącego czyraki - wyrecytowała.

- Posiekana owszem, ale świeżo wyciśnięty sok dodany do warzącego się wielosokowego powoduje skrócenie jego produkcji do jednej godziny, zamiast miesiąca - oczy Hermiony zdradzały jej wysokie zainteresowanie tą ciekawostką. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Snape traci swój jakże cenny czas na przyuczanie jej czegokolwiek poza Hogwartem, ale była mu za to wdzięczna.

Severus podążył w praktyce za przekazaną gryfonce ciekawostką, po czym ustawił kociołki na godzinę i wyszedł, zostawiając ją samą w pracowni. Będąc osobą ciągle łaknącą wiedzy chciała kontynuować zaczętą unikalną księgę, kiedy z salonu usłyszała głośne syknięcie. Wychyliła głowę zza drzwi sprawdzając źródło dźwięku - Snape trzymał się kurczowo za przedramię wykrzywiając twarz w spazmie bólu.

- Na co czekasz?! Zawiadom Dumbledore`a! - krzyknął i przywołał różdżką szaty śmierciożercy oraz maskę. W równie szybkim tempie nałożył odzienie i deportował się.

Można by rzec, że atak paniki panny Granger dostał właśnie własnego ataku paniki. Gryfonka przysiadła na fotelu, wzięła kilka otrzeźwiających oddechów dla uspokojenia i wyczarowała patronusa. Wesoło podskakująca wydra pognała do dyrektora z informacją.
Podniosła się i bez użycia magii zaczęła segregować książki, które Mistrz Eliksirów musiał nieumyślnie strącić, kiedy zapiekło go przedramię. Na ten moment nie widziała innego sposobu na ulżenie przerażeniu. Była pewna, że bała się za wszystkich razem wziętych. Harry i Ron najpewniej byli teraz skupieni, zwarci i gotowi na odparcie ataku. Przywołała pióro i pergamin, który prostą linią przedzieliła na pół, po czym zaczęła wypisywać plusy śmierciożerców i Zakonu w ataku. Po chwili z ulgą zauważyła, że zdecydowanie więcej plusów potrafiła wypisać po stronie swoich. W prawdzie jedyną mocną bronią popleczników Voldemorta była jebnięta do szpiku kości Bellatrix - ciskająca avadami na prawo i lewo.

Kominek stojący obok buchnął zielonym płomieniem, z którego kolejno wyszedł Albus Dumbledore w towarzystwie kobiety przewyższającej gryfonkę o kilka centymetrów wzrostem. Nieznajoma wyróżniała się pewną siebie postawą - na ogół była szczupła, lecz widoczne były mocno zaakcentowane napięciami na szwach ubrań ramiona i nogi. Hermiona w pierwszym kontakcie wzrokowym wywnioskowała, że albo właśnie dyrektor ściągnął ją z trwającego ponad tydzień meczu Quidditcha w roli pałkarza, albo ów tajemnicza nieznajoma lubowała się w mugolskich wyciskaczach potu. Ubrana była w dopasowaną białą koszulę z dodatkiem damskiego krawatu, czarne spodnie oraz marynarkę. Dawno nie widziała kobiety, oczywiście z wyjątkiem profesor Hooch, która była ścięta krótko, lecz bardzo kobieco i przefarbowana na jasny siwy. Całości dopełniały wyraziste rysy twarzy w połączeniu z głębokim błękitem oczu.

- Witam panno Granger, otrzymałem wiadomość - dyrektor uśmiechnął się spod swoich okularów-połówek. - Proszę się nie martwić, stało się dokładnie tak, jak przypuszczaliśmy, jesteśmy na to przygotowani, czy eliksiry są już gotowe?

- Tak, dyrektorze. Są w pracowni - gestem ręki pokazała drzwi do pomieszczenia.

- Świetnie, w takim razie pozwolisz, że je ze sobą wezmę, zostawiam cię w dobrych rękach - to mówiąc oddelegował się z uśmiechem na ustach w stronę pracowni, aby za sekundę wyjść z niej z koszyczkiem pełnym butelek. - No, to papatki - wszedł do kominka zostawiając obie kobiety w swoim towarzystwie.

- Mam na imię Elizabeth, ale mów mi Beth, zdecydowanie wolę tę formę - nieznajoma posłała jej uśmiech odsłaniający śnieżnobiałe zęby i wyciągnęła rękę w stronę Hermiony. Nie potrafiła jasno określić, skąd w jej oczach znalazła się znajoma z widzenia chęć mordu na połowie populacji.

- Hermiona, miło mi poznać - gryfonka ścisnęła jej dłoń w serdecznym uścisku.

- Widzisz, z racji tego, że plany się pokomplikowały, to ja jestem odpowiedzialna za bezpieczne przetransportowanie cię do Hogwartu - machnęła różdżką i przed nimi pojawiły się dwie parujące herbaty oraz dodatkowe krzesło. - Niemniej jednak, mamy jeszcze chwilę zanim wyruszymy.

- W takim razie może powiesz mi coś o sobie? Nigdy wcześniej cię nie widziałam, nawet pobieżnie, jesteś dosyć charakterystyczna. Ach, skoro teraz lecę z tobą powiedz mi - musimy użyć do tego miotły?

- Nie lubię o sobie opowiadać ciągiem jak na przesłuchaniu. Zapytaj o coś konkretnego, to usłyszysz odpowiedź - posłała jej lekki uśmiech znad kubka z herbatą. - Odnośnie miotły - tak, musimy. Takie dostałam polecenie, więc nie chcę kombinować.

- Skończyłaś Hogwart?

- Tak, byłam w Slytherinie. Pracuję w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodziejów, a głównie wyłapuję śmierciożerców, obecnie jestem na rocznym urlopie - wyłapuję tylko z doskoku, jeśli się jakiś trafi.

- W takim razie jak to możliwe, że nie mijałyśmy się na korytarzach?

- A widzisz, możliwe. Mam 25 lat, czyli ukończyłam Hogwart mniej więcej w czasie, kiedy ty zaczynałaś naukę.

- Wybacz komentarz, ale cuchnie od ciebie niezdrową arystokracją - Hermiona nie chciała być niemiła, na co tylko Beth wydała z siebie głęboki gardłowy śmiech.

- Żadna ze mnie arystokracja, moja droga. Inwestuję galeony głównie w siebie, więc może się to odbijać wizualnie. Poza tym, arystokraci najczęściej chlubią się byciem czystej krwi, jestem półkrwi, więc trochę mi do tego brakuje - po jej rozbawionej minie widać było, że nie została urażona tą opinią. - Może zbierajmy się już, im wcześniej wyruszymy tym lepiej.

Beth rzuciła na nie zaklęcie kameleona i z miotłą w ręku wyszły na ulicę. Spinner`s End jak zawsze wypełnione było jedynie mgłą okalającą domy, żadnej żywej duszy w pobliżu. Czym prędzej obie wsiadły na miotłę i wbiły się w górę, aby jak najszybciej dotrzeć do Hogwartu.

------------

Zdradzę tyle, że mam w zamiarze nie próżnować, jeśli chodzi o Beth. A skąd ona się wzięła, kim jest i wszelkie inne domysły zostawiam Wam.








 

środa, 28 marca 2018

Rozdział V

Miesiąc marzec ogłaszam miesiącem wzrastającego adhd, czy też owsików. Nie wiem jak Wy, ja nie byłam w stanie w tym miesiącu przysiąść porządnie jak człowiek przy jednej rzeczy. Zamiast się kulturalnie pouczyć, dokończyć kolejny rozdział, posprzątać - och, a co to za ładne świecidełko widać sąsiadowi przez okno? Czy to właśnie niesforny włos odstaje mojemu zwierzakowi? Należy go poprawić. I tak w kółko. No cóż, nie przedłużam, zapraszam do czytania i komentowania. c:

-------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonym zebraniu Harry, Ron i Ginny w wyjątkowo gniewnych nastrojach skierowali się do jednego z pokoi na piętrze, aby w spokoju omówić poruszone na nim kwestie. Huk zatrzaskiwanych przez Rona drzwi spokojnie można było usłyszeć w obrębie kilku najbliższych miast.

- Dlaczego oni się zgodzili na to, żeby to Snape ją ukrył? - chwilową ciszę postanowił przełamać Harry nerwowo krążąc po pomieszczeniu.

- No właśnie! Pewnie siedzi teraz gdzieś w ciasnej norze nasłuchując, czy nie zbliżają się śmierciożercy - wtórował mu Ron.

- Mi też się ten pomysł nie podoba, ale raczej nie trzyma jej w schowku na eliksiry na drugim końcu świata - Ginny wywróciła oczami.

- Nie broń go! - krzyknęli prawie jednocześnie.

- Nie bronię, uważam, że skoro ukryli ją w porozumieniu z Dumbledorem, to on sam raczej nie zgodziłby się na takie warunki.

- W sumie może i jest w tym trochę racji.

- Świetnie, Harry, teraz jeszcze ty? - Ron opadł na łóżko w geście poddania.

- Dumbledore nie pozwoli na to, żeby Hermionie coś się stało. Lepiej się zastanówmy, co z Malfoyem.

- A co ma być? Pewnie wdał się w tatusia i nie zobaczymy go w pociągu - Ron jedynie prychnął.

- Równie dobrze może siedzieć w przedziale i czekać na odpowiedni moment.

- Umówmy się, że miarę możliwości będziemy go obserwować. Nawet, jeśli nam zniknie z oczu, to pewnie znowu skończy zamieniony we fretkę - cała trójka wybuchnęła śmiechem i za chwilę byli pochłonięci rozmową o tegorocznym sezonie Quidditcha.

*

O tej porze roku Hogwart świecił pustkami, aby za kilka dni zamienić się w jeden z najbardziej zaludnionych zamków, jaki widział świat czarodziejów. W ten dzień oprócz głośnych dyskusji duchów oraz postaci na obrazach, słychać było obijający się o kamienne mury trzepot czarnych szat zmierzających prosto do lochów. Severus liczył na spokojną ostatnią prostą przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego cholernego piwa z Minerwą. Chociaż znając pecha Mistrza Eliksirów, stary dropsoholik i tak wybrałby jego na niańkę. Za każdym razem, kiedy był przekonany, że osiągnął szczyt idiotycznych zadań od swojego przełożonego, coś w mgnieniu oka musiało wyprowadzić go z błędu. Zdecydowanym krokiem wszedł do swojego magazynku i wybrał wszystkie potrzebne ingrediencje do uwarzenia odpowiedniej ilości wielosokowego, po czym skierował się wprost do kominka.

Na miejscu zaintrygowała go błoga cisza, która panowała w całym domu. Zdecydowanie bardziej spodziewał się ogólnie obecnego hałasu albo chociaż odgłosu kroków. No pięknie, Granger przepadła - pomyślał. Instynktownie nie zmartwił się zagrożeniem życia gryfonki, a raczej swojego po tym, jak Dumbledore się dowie, że jeden z jego pupili być może w tym momencie niesprawnie odskakuje od Niewybaczalnych rzucanych w jego stronę. 

Kurz powstały na skutek teleportacji siecią Fiuu opadł ukazując słodko drzemiącą Hermionę na środku salonu, w jego fotelu. 

- Granger, czy ty sobie jaja robisz?! Obudź się! - krzyknął potrząsając jej ramieniem.

- P-profesorze? - nie do końca obudzona spojrzała na swojego profesora spod przymkniętych powiek.

- Czy ja ci nie mówiłem, że masz się zachowywać jak osoba ukrywająca się? - wycedził przez zęby.

- Tak właśnie starałam się zachowywać, profesorze.

- Tak? Więc jak według ciebie powinna się zachowywać taka osoba?

- Sądzę, że powinna nie zwracać na siebie uwagi.

- Wyborna odpowiedź. Jeśli tak samo wyczerpująco będziesz odpowiadać na pytania na owutemach, to może Dumbledore z litości zgodzi się przytrzymać ci posadę Filcha. Mnie osobiście wydaje się, że twoim zadaniem było nasłuchiwać ewentualnego zagrożenia. To dopiero by była historia - nieujęta od tylu lat przyjaciółka Harry`ego Pottera zaskoczona avadą we śnie! Rita Skeeter byłaby zachwycona  nowym materiałem - w Hermionie z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem coraz bardziej się gotowało, ale nie mogła dać tego po sobie poznać.

- Ma pan rację, profesorze. Przepraszam.

Co tak szybko? Ta myśl przemknęła w głowie Mistrza Eliksirów. Gryfonka była znana z tego, że nie potrafiła trzymać języka za zębami w sytuacjach, które tego wyraźnie wymagały. Wzruszył tylko ramionami i skierował się do osobnego pomieszczenia, które spełniało funkcję pracowni. Pokój sam w sobie sprawiał wrażenie bardzo małego, jak gdyby był wcześniej wykorzystywany jako ciasny schowek na przedmioty nie mające swojego miejsca. Ściany wyłożone były ciemnozielonym kolorem, co nie powinno nikogo dziwić, a na środku pracowni stanął solidnie wykonany stół z wieloma szafkami, w których znajdowały się przydatne do przygotowywania składników narzędzia. Wzdłuż ścian przebiegała wzmocniona deska służąca jako podkładka pod kociołki. Trzeba przyznać, że ustrój pomieszczenia został przemyślany tak, żeby jak najbardziej efektywnie zagospodarować i tak małą przestrzeń.

Jednym machnięciem różdżki w kociołkach pojawiła się odpowiednia ilość wody, a pod nimi zapalił się płomień podgrzewający. Przygotowane wcześniej ingrediencje zajęły swoje miejsce na stole, po czym w pełnym skupieniu zostały posiekane, zmiażdżone i odmierzone dla usprawnienia pracy nad zamówieniem dyrektora. Warzenie eliksirów pochłaniało skupienie Severusa jak nic innego. Nie uważał tego jedynie za dobrze płatny zawód czy sposób na płynne ciche morderstwa, a pasję, której w wolnych chwilach lubił się oddawać. 

- Uhm, profesorze? - został wyrwany z zamyślenia przez gryfonkę.

- Czego? - odwarknął.

- Byłby pan w stanie podkręcić temperaturę? Chyba od dawna nie było tu grzane – szczelnie owinęła się swetrem i spojrzała błagająco w stronę swojego nauczyciela.

Ach, no tak. Przez dłuższy czas był zaaferowany pracą w otoczeniu ciepła bijącego od bulgoczących mikstur. Nie pomyślał, że reszta domu praktycznie pokrywa się już lodem. No cóż, każdego szkoda.

- Już nawet tak prosta czynność jak napalenie w kominku sprawia ci problemy, Granger? - na jego usta wpłynął cień satysfakcji. – Accio drewno – ruchem różdżki skierował unoszące się drewno do kominka – Incendio.

- Dziękuję.

- Ależ cała przyjemność po mojej stronie – w dalszym ciągu dawał jej do zrozumienia, że nie musiałaby marznąć tyle czasu, gdyby wcześniej wpadła na pomysł własnoręcznego rozpalenia ognia.

Do salonu wleciał mieniący się oślepiającym niebieskim światłem patronus dyrektora, na którego widok Severus dostawał popularnie nazywanego przez Minerwę "wścieku macicy" i rozsiadł się na oparciu fotela, aby w końcu przekazać wiadomość.

Severusie! Mam nadzieję, że realizacja zamówienia dla Zakonu idzie pełną parą. Chciałem ci tylko przypomnieć, żebyś współpracował z panną Granger, czas nas goni.

Zaklął w myślach. Dropsoholik koniecznie musiał głośno i wyraźnie przypomnieć o konieczności współpracy. 

- Profesorze? O jakim zamówieniu mowa?

- Głowa cię nie boli od takiej ilości informacji? Zakon potrzebuje sporych ilości wielosokowego, zadaniem niektórych będzie zakamuflowanie się w pociągu.

- Ja też będę musiała go wypić? 

- Nie, ty, a właściwie my, polecimy do szkoły na miotle wcześniej niż wystartuje Express Hogwart – plan musiał być przemyślany, nie mogli wyruszyć na równi z pociągiem w razie, gdyby Mistrz Eliksirów został wezwany do pomocy w napadzie.

- Na miotle?

- Tak, Granger, na miotle. To taka drewniana belka używana do latania, nie słyszałaś nigdy o tym? - udawał zdziwionego.

- Nie moglibyśmy pomyśleć nad jakimś innym środkiem transportu?

- Nie myśl więcej, bo się przegrzejesz – uniósł kącik ust w drwiącym uśmiechu, po czym odszedł w stronę pracowni.

Obrzucił leniwym spojrzeniem kociołki - eliksiry zdawały się być prawie skończone. Zmęczenie zaczęło dawać mu się we znaki i byłby naprawdę ucieszony faktem, że do pełnego uwarzenia pozostał jakiś kwadrans, gdyby nie to, że musiał przygotować jeszcze drugie tyle. Oczywiście, zawsze mógł wziąć sobie Granger do pomocy. Wiedział, że dałaby sobie radę ze skończeniem reszty, ale swoją pracę zawsze wykonywał sam, bez niczyjej pomocy i nienawidził, kiedy niepowołane osoby kręcą się przy jego kociołkach, więc sam przed sobą szczerze przyznał, że prędzej stanąłby nago przed Voldemortem z mieniącym się na różowo napisem #TeamDumbledore na klatce piersiowej niż zaczął współpracować z Granger.

O wilku mowa – gryfonka stała oparta o framugę i pytająco wpatrywała się w swojego profesora.

- W czymś pomóc? - zapytał zirytowany.

- Właściwie to chciałam zapytać o to samo. Profesor Dumbledore powiedział, że powinnam z panem współpracować - wyrecytowała typowym tonem dla Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej.

- Ale to moja pracownia, a nie profesora Dumbledore`a - syknął.

- Profesorze Snape! To ważne, żeby odpowiednia ilość eliksirów trafiła do Zakonu, sam może się pan nie wyrobić z czasem - fuknęła urażona.

- Zastanowię się.

- Naprawdę?

- Nie, wypad – z impetem zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Hermiona opadła rozgniewana na fotel, przywołując różdżką jedną z ksiąg znajdujących się niedaleko. Przewertowała kilka stron, ale nie mogła się skupić. Odłożyła grube tomiszcze na miejsce i ułożyła się wygodniej. Chciała pomóc, czuła się okropnie siedząc bezczynnie, kiedy wszyscy dookoła przygotowują się do obrony, robią coś pożytecznego. Pomijając nawet kwestie związane z ewentualnym atakiem na Express Hogwart, to w dalszym ciągu nie była przygotowana na nadchodzący rok szkolny. Ubrania i rzeczy osobiste prócz różdżki zostały w jej rodzinnym domu, ani jeden z podręczników dla siódmoklasistów nie wszedł jeszcze w jej posiadanie, kociołek dla uczniów decydujących się na zdawanie eliksirów na owutemach znacząco różnił się od tego, który jest używany do standardowego przebrnięcia przez materiał i jak się można domyślić - jak na razie widziała go tylko na sklepowej półce, a powinien być już spakowany i gotowy. Wzdrygnęła się ze złości. Nie lubiła dezorganizacji i bezsilności. 

Popadała w, jej zdaniem, kilkuminutowe drzemki, chociaż realnie trwały one o kilka chwil dłużej zważając na zachodzące słońce za oknem. Wciąż sennie uchyliła powieki i przeciągnęła się na całej długości fotela. Poczuła znajome odstępstwo od przyzwyczajeń, często zasypiała w fotelu po wyczerpującej lekturze, ale budziła się najczęściej dodatkowo ogrzewana przez mruczącego sierściucha. No tak, nadal nie jestem u siebie - pomyślała. To jakże trafne spostrzeżenie spełniło zadanie kubła zimnej wody. Energicznym ruchem podniosła się z fotela i skierowała w stronę pracowni jej profesora. Co to, to nie! Jeżeli Snape się nie wyrobi, to postawi na szali bezpieczeństwo uczniów - to dźwięcznie obijające się w jej głowie zdanie dodawało jej odwagi przed postawieniem się czarnowłosemu mężczyźnie. Kilkoma krokami pokonała dzielącą ją od drzwi odległość i pewnym chwytem złapała za klamkę pociągając ją do siebie.

- Profesorze, tak nie może być, ja... - szeroko otworzyła usta w zdziwieniu. Spodziewała się ciskaniem w jej stronę najpaskudniejszych klątw, tymczasem Główny Postrach Hogwartu ™ z głową odchyloną do tyłu siedział na krześle i pochrapywał. Całkiem jak małe i niegroźne bobo, które właśnie zostało nakarmione. Zachichotała pod nosem na to porównanie. Dobrze, wszystko wydaje się być zrozumiałe - miał ciężki dzień, więc zasnął ze zmęczenia, teraz potrzebny jest jedynie plan działania i wielka wola przeżycia, żeby wyjść z tego cało. Wyciągnęła różdżkę i sprawnym ruchem ręki wbiła śpiące ciało profesora w powietrze, delikatnie przenosząc go do sąsiadującego pokoju, aby tam położyć go na łóżku.

Zamykając za sobą drzwi do sypialni przystanęła i prychnęła. Ta sytuacja rządzi się prawami przysięgi wieczystej. Wiedziała, że jeśli komuś o tym wspomni, to umrze szybciej niż zdąży powiedzieć "Potter, twój ojciec był kanalią".

środa, 7 marca 2018

Szukasz bety? Kliknij.

Hej wszystkim!
Z racji tego, że mam obecnie na głowie dużo obowiązków i potrzebuję równie dużo odciągaczy pragnę się polecić jako beta. Jeśli potrzebujesz Ty, ktoś z Twoich znajomych, ktoś z rodziców czy rodziny albo nawet Twój pies, to można do mnie napisać na GG podanym z lewej strony. Zazwyczaj jestem pod telefonem 24/7 mimo, że siedzę na niewidocznym, co by napaleni samce nagminnie nie proponowali mi usług seksualnych w okazyjnej cenie, więc chętnie przejrzę Twoją pracę i stosownie ją poprawię, jeśli będzie tego wymagała.

Rozdział IV

Hermiona podążyła wzrokiem za rozmywającym się patronusem dyrektora zastanawiając się nad jego słowami. W bezpieczne miejsce? Nie mogła pojąć dlaczego Voldemort zainteresował się nią, kiedy to Harry od zawsze był jego głównym celem, a ona jedynie szlamą Pottera, której śmierci może i chcą jego poplecznicy, ale w sytuacji przypadkowej. Który jegomość czystej krwi osobiście pofatygowałby się po mugolaczkę? Poczuła na ramieniu dłoń opiekuna Slytherinu i znajomy ścisk w żołądku wskazujący na teleportację. Straciła równowagę i runęła na zimny beton czując jak deszcz zwilża jej włosy. Uniosła głowę - znajdowali się w ciemnej uliczce pomiędzy dwoma dużymi domami.

- Granger, wstawaj - syknął Severus i rzucił na nią zaklęcie kameleona.

- Gdzie mnie pan zabiera, profesorze?

- Jeśli będziesz dalej paplać ozorem to nigdzie, bo ktoś cię usłyszy i potraktuje avadą.

Wyszli z uliczki, która odsłoniła ciąg jednakowych z zewnątrz domów jednorodzinnych. Okolica była pusta, ani jednego przechodnia, kilka niedziałających latarni i ogólnie panujący chłód. Nie spodziewała się słonecznej polany wysadzonej kwitnącymi kwiatami, ale w głębi duszy miała nadzieję na bardziej przyjazne otoczenie. Pokonali kilka budynków, po czym zatrzymali się przed jednym - a raczej Snape się zatrzymał, co skutkowało solidną kolizją jej nosa z kamiennymi plecami profesora. Jego oczy powędrowały ku niebu w pomście o worek szarych komórek, które widocznie obumarły w wyniku aportacji. Wyszeptał kilka nieznanych Hermionie zaklęć zabezpieczających i otworzył drzwi wpuszczając ją pierwszą. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają na widok salonu wypełnionego po brzegi książkami. Szybkim krokiem pokonała odległość dzielącą ją od zakurzonych ksiąg, jej ręka powędrowała ku jednej.

- Zostaw tę książkę, Granger, lepiej nie dotykać rzeczy, które do nas nie należą - słowa profesora szybko ją otrzeźwiły, odłożyła księgę i zwróciła się w jego stronę.

- Gdzie jesteśmy?

- U mnie, rozgość się pamiętając o tym, żeby niczego nie dotykać i najlepiej nie oddychać, ułatwisz mi pracę.

Jak to u niego? Nie mogła wyjść z podziwu, że znany jej Severus Snape postanowił ukryć ją we własnym domu.

- Zamknij usta, Granger, wyglądasz równie idiotycznie, co Weasley – uniósł kącik ust w zadowoleniu, kiedy gryfonka wyraźnie się speszyła.

- Profesorze, jak to ma teraz wyglądać? Za dwa dni zaczyna się rok szkolny, nie jestem ani trochę przygotowana.

- Nie wiem i ani trochę mnie to nie interesuje, niemniej jednak, jeśli zostanę do tego zmuszony, to przekażę ci informacje od dyrektora. Na chwilę obecną zostaniesz tutaj i będziesz się zachowywać tak, jak przystało na osobę ukrywającą się - posłał jej zirytowane spojrzenie i skierował się w stronę kominka – Gabinet Albusa Dumbledore`a!

Załamana Hermiona opadła bez sił na stojący na środku pokoju fotel. Świetnie, została przymusowo zamknięta w fortecy nietoperza, kiedy za chwilę zaczyna się szkoła, na domiar złego przypomniała sobie, że do rana powinna wrócić do domu, rodzice na pewno zaczną się martwić. Owszem, znajdowała się wcześniej w bardziej beznadziejnych sytuacjach, patrząc chociażby na pojedynek z trollem w początkowych latach nauki, ale teraz będzie musiała siedzieć przez nie wiadomo ile w fotelu. Spoglądała z głodem w oczach na biblioteczkę, ale zakaz jej nauczyciela działał na nią jak wyjątkowo wredna klątwa. Po kilku chwilach zasnęła, miniony dzień porządnie dał się odbić na zmęczeniu.

*

Severus wylądował w gabinecie uśmiechającego się do niego od ucha do ucha dyrektora. Domyślał się, że stary miłośnik dropsów zwoła całą radę nadzorczą, więc był mocno zdziwiony, kiedy zauważył, że w pomieszczeniu oprócz niego i samego gospodarza nie było nikogo.

- Severus! Nie fatyguj się wychodzić z kominka, musimy udać się do Nory – oho, i to by było na tyle ze żmudnej nadziei.

Dyrektor zajął miejsce obok niego i za chwilę znajdowali się już w obecnej kwaterze Zakonu. Na miejscu czekali na nich wszyscy członkowie wyraźnie niezainteresowani ich przybyciem zważając na gwar rozmów, a właściwie przekrzykiwania się.

- Po co tyle razy powtarzaliśmy, że macie się nie ruszać z domu, dla żartów?! - Alastor Moody wyglądem przypominał dojrzałego pomidora, faktem jest, że nie było trudno go rozzłościć.

- Gdybyśmy wiedzieli, że to się tak skończy, to nigdy byśmy nie wyszli! - Harry próbował dotrzeć do starszego aurora.

- Gdybym ja wiedział, że w pierwszej wojnie stracę oko, to wepchnąłbym temu śmierciożercy jego różdżkę głęboko w...

- CISZA! - wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę dyrektora i momentalnie rozmowy ucichły - Cieszę się, że tak szybko się zebraliście, jak widzicie, sprawa jest niecierpiąca zwłoki - Dumbledore ponownie uśmiechał się zza swoich okularów-połówek.

- Gdzie jest Hermiona? - uszy Rona parowały jak mugolski czajnik na gwizdek.

- Nie twój interes, Weasley. Nie chciałbym, żeby przez wasze wyjątkowo niskie zdolności oklumencji, a właściwie ich brak, Czarny Pan dowiedział się o miejscu jej przebywania i moim udziale w tym – Snape posłał mu uciszające spojrzenie.

- Jak ona może być bezpieczna, skoro Snape ją ukrył?! Pewnie siedzi teraz dwa kroki od śmierciożerców albo w środku lasu.

- Za to ty pierwsze trzy mecze Quidditcha przesiedzisz w towarzystwie Filcha – Severus uśmiechnął się w wyrazie zwycięstwa, co spotkało się z głośnym "Ale jak to?" gryfońskiej młodszej części uczestników spotkania.

- Kochani, uspokójcie się już - dyrektor ponownie doszedł do głosu. - Panna Granger bez wątpienia znajduje się teraz w bezpiecznym miejscu, którego nie ujawnimy z powodów przedstawionych przez profesora Snape`a przed chwilą. Jak można się domyślić, Severus nie wiedział o rzekomym ataku śmierciożerców, więc obawiamy się, że podobna sytuacja może się zdarzyć, kiedy wystartuje Express Hogwart – twarze członków zakonu wykrzywił wyraz zaniepokojenia.

- W dalszym ciągu nie wiemy, co z Hermioną, dyrektorze – uwaga Ginny spotkała się z aprobatą ze strony jej kolegów.

- Tak jak mówiłem, nic jej nie grozi. Zostanie w ukryciu do momentu, w którym nie uznam za stosowne przeniesienie jej do Hogwartu, powinna do was dołączyć w pierwszych dniach nauki.

- Dobrze, w takim razie jak przygotujemy się do obrony pociągu?

- W każdym przedziale usadzimy trójkę siódmoklasistów i swobodnie między nimi spacerujących nauczycieli oraz aurorów w przebraniach uczniów.

- Eliksir wielosokowy?

- Dokładnie tak.

- Zdajesz sobie sprawę, Dumbledore, że nie mam takich zapasów wielosokowego? - Severus prychnął.

- Więc je zrobisz, przyjacielu.

- To fizycznie niemożliwe, żebym zdążył zrobić ich tyle w tak krótkim czasie.

- Zdążysz, panna Granger na pewno ci pomoże - zmarszczki na twarzy dyrektora nie są zadziwiające patrząc na ilość uśmiechów posyłanych w ciągu dnia.

- Ty chyba ocipiałeś na starość.

- Zapewniam cię, że wszystko ze mną w porządku, proszę cię o to jako przyjaciel, ale też jako twój przełożony. Im szybciej zaczniecie, tym szybciej skończycie, Severusie.

Opiekun Slytherinu szybkim krokiem oddalił się w stronę kominka mocno uderzając butami o podłogę dając do zrozumienia, że wcale mu się ten pomysł nie podoba.

- Zebranie skończone, dzieci. Resztę informacji dostarczę wam patronusem, tymczasem wyśpijcie się - dyrektor serdecznie pożegnał zgromadzonych i sam udał się do swoich komnat.

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis