sobota, 17 lutego 2018

Rodział III

Witam serdecznie wszystkich.
Zauważyłam, że aktywność powoli rośnie, co się przekłada na chwilę wolnego czasu więcej na pisanie. Mam nadzieję, że tendencja wzrostowa się utrzyma, a tymczasem życzę miłego czytania :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                                                                                                    Aportowali się do Hogsmeade. Miasto w godzinach wieczornych szczególnie tętniło życiem, każdy zapalony turysta cenił sobie urok tego miejsca, a i miejscowych również było sporo.

- Dokąd idziemy? – Hermiona była wyraźnie zaciekawiona.

- Do Trzech Mioteł. Harry i Ron już na nas czekają – Remus uśmiechnął się na widok widocznie uradowanej Hermiony.

W kilka chwil pokonali odległość dzielącą ich od knajpy. Z daleka zauważyli charakterystyczne okrągłe okulary i na wpół głupkowaty wyraz twarzy rudzielca.

- Hermiona! - wykrzyknęli praktycznie razem i podbiegli, żeby ją uściskać. - Chodź, mamy zarezerwowany stolik na wieczór - dokończył Harry.

- Jak to zarezerwowany? W Trzech Miotłach rezerwuje się na konkretne nazwisko, to trochę nieodpowiedzialne zważając na to, że jesteś na celowniku - wilkołak zdawał się być poirytowany tym błędem.

- Remusie, daj spokój. Całe wakacje siedzieliśmy zamknięci w domu, bo według Zakonu jesteśmy na celowniku, poza tym Madame Rosemerta powiedziała, że bez rezerwacji nie będzie szans zajęcia jakiegokolwiek stolika, więc wykorzystałem ostatnią szansę na spotkanie przed rozpoczęciem roku.

- Rozumiem cię, Harry, ale ostatecznie wytrzymalibyście chyba jeszcze te kilka dni, w szkole też spędzacie ze sobą większość czasu, prawda?

- Tak, ale tutaj miło spędzimy czas przy kuflowym, a w Hogwarcie będziemy zawaleni poleceniami od profesora Dumbledore`a i Hermiona będzie z nami tylko fizycznie, bo mentalnie zazwyczaj jest w bibliotece.

To podsumowanie wyraźnie rozbawiło grupę, oczywiście z wyjątkiem Hermiony, która udawała śmiertelnie obrażoną. W rzeczywistości schlebiało jej, że wszyscy wokół zauważają jej zaangażowanie w pogłębianie wiedzy, co było jedną z najważniejszych wartości w jej życiu. Lekko zamyślona z daleka zauważyła dwie znajome postacie. Jedna z nich widocznie nie pasowała do obrazu zapamiętanego i powtarzanego co rok. Snape pewnym krokiem przemierzał pomieszczenie, w pełnym skupieniu rozglądając się, jakby wypatrywał zagrożenia. No tak, lata praktyki odbijają się na codzienności - pomyślała. Była zdziwiona, choć pozytywnie, zmianą ubioru swojego profesora. Teraz przypominał jej motocyklistę z mugolskich filmów, do tego wszystkiego brakowało jeszcze lśniącego czarnego harleya. Zaśmiała się w myśli wyobrażając sobie opiekuna Slytherinu w takim wydaniu. Z zamyślenia wyrwała ją profesor McGonagall, uśmiechająca się do nich tak samo rozczulająco jak wtedy, kiedy Tiara przydzieliła ich do jej domu.

- Witajcie, moi kochani. Nie powiem, stęskniłam się za moim ulubionym trio, ale możecie mi wytłumaczyć co tu robicie? - Minerwa podzielała obawy Remusa i nie zamierzała tego ukrywać.

- Pani profesor, spokojnie. Tłumaczyliśmy to już Remusowi, no i teraz mamy kolejnego silnego czarodzieja w pobliżu na wszelki wypadek – Ron próbował poprzez schlebienie uspokoić starszą czarownicę, ale z jego urokiem osobistym na niewiele się to zdało.

- No tak właściwie to kolejnych dwóch czarodziejów, panie Weasley - Minerwa rzuciła okiem w stronę Severusa, który był już wyraźnie zniecierpliwiony.


- A profesor Snape nie przyjdzie się przywitać?- wypaliła Hermiona, co spotkało się z morderczymi spojrzeniami ze strony jej przyjaciół.

- Och, kochana. Sądzę, że prędzej zatańczyłby na środku Wielkiej Sali.

Rozbawiona odeszła w stronę stolika, przy którym siedział Severus zostawiając swoich uczniów za sobą.

- Widzisz, Remusie. Siedzimy tu z Harrym od dłuższego czasu i nic złego się nie stało - Ron postawił sobie za cel uspokojenie wszystkich wokół, a przynajmniej wpłynięcie na zaciśniętą na różdżce dłoń wilkołaka, ale ten tylko uśmiechnął się słabo.

**

Trzy Miotły wypełniał gwar rozmów, śmiechów i przekrzykujących się wzajemnie podpitych gości. Każdy z obecnych był wyraźnie zaaferowany jedynie towarzystwem, z którym w tym dniu spędzał wieczór. Ta reguła nie dotyczyła Mistrza Eliksirów, którego uwadze nie umknęli zakapturzeni mężczyźni kryjący się w rogu tak, że byli praktycznie niewidoczni.

Subtelnie posłał w kierunku grupy zaklęcie podsłuchujące i skupieni razem z Minerwą czekali, aż któryś z nich w końcu się odezwie.

Tak, jak ustaliliśmy. Brać tę szlamę Granger i zmywać się.

Te słowa podziałały jak kubeł zimnej wody na dwójkę profesorów, tymczasem mężczyźni szybkim krokiem przekroczyli bezpiecznie okrywający ich cień.

-Drętwota! - jeden z mężczyzn cisnął zaklęciem w grupę gryfonów. Zdecydowanie nie należał do najlepszych czarodziejów, bo zaklęcie chybiło, trafiając w stół i odrzucając go kilka metrów dalej.

W tawernie wybuchła panika, część gości na oślep rzuciła się w stronę drzwi, inni zaś wybrali aportację z dala od miejsca zdarzenia, jedynie kilka osób próbowało walczyć z nieznajomymi, ale ich zaklęcia ogłuszające nie zdawały egzaminu przeciwko avadom.

- Severusie, zrób coś! - Minerwa nie potrafiła opanować nerwów, pole do walki było zbyt małe, a trzeba było uważać na cywilów.

- Co mam twoim zdaniem zrobić?! Nie potrafię rzucić klątwy na pięciu na raz! Zabiję jednego, to reszta aportuje się, a Czarny Pan jeszcze dzisiaj zrobi ze mnie kolację dla Nagini, kretynko!

Hermiona dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to ona jest celem, odpuściła walkę i zaczęła uciekać. Wyskoczyła przez okno na trawnik i ile sił w nogach biegła na oślep z nadzieją, że uda jej się odciągnąć napastników od wciąż znajdujących się w środku Harry`ego i Rona. Pokonywała kolejne uliczki, a zaklęcia rzucane w jej stronę obijały się, niszcząc budynki i podpalając drzewa.

-Petrificus Totalus! - zdecydowała się rzucić zaklęcie odwracając się za siebie, ale w dalszym ciągu nie przestając uciekać. Zdecydowanie gryfonki pozwoliło jej położyć na ziemię jednego z  dwóch goniących ją śmierciożerców.

Wbiegła do uliczki, którą oświetlało tylko słabe światło rzucane przez Księżyc i schowała się za kubłem w nadziei, że zgubiła ostatniego z mężczyzn. Adrenalina pozwoliła jej na długi bieg, ale wiedziała, że jeszcze kilka metrów więcej i nie wytrzymałaby. Starała się uspokoić i zamknęła oczy czując, że napływają do nich łzy. Zawsze była tą rozsądną w ich grupie i pojawiając się w Trzech Miotłach powinna nakazać zdecydowany powrót do domu na wypadek właśnie takiej sytuacji. Nagle poczuła piekący ból w ramieniu i otwierając oczy dostrzegła silnego mężczyznę podnoszącego ją do góry i przystawiającego różdżkę do gardła. Nie znała go, miał zagraniczną urodę, bardzo wyraźne rysy twarzy i jedno w całości białe oko, które dodatkowo szpeciła blizna przebiegająca od czoła do końca policzka.

- No, no. To chyba jeden z moich najlepszych dni, wiesz szlamo? Osobiście doprowadzę cię do Czarnego Pana i jako jedyny dostanę za ciebie nagrodę - mężczyzna z jeszcze większą siłą wbijał różdżkę głębiej, powodując coraz to silniejszy ból.

- Nie jestem szlamą! Nigdzie z tobą nie pójdę, jeśli Voldemort mnie chce, to dostanie, ale będziesz musiał doprowadzić mnie tam martwą.

- Właściwie to z przyjemnością - śmierciożerca dziko się uśmiechnął i podniósł różdżkę celując nią w Hermionę.

- Expelliarmus! - zaklęcie wytrąciło różdżkę z rąk mężczyzny, który zdziwiony wpatrywał się w kierunku, z którego zostało rzucone – Ani się waż tknąć tej szlamy, jest własnością Czarnego Pana, ty półmózgu - Hermiona wpatrywała się zszokowana w zbliżającego się Snape`a czując ulgę i niespotykane wcześniej uczucie bezpieczeństwa.

- Czarny Pan wybrał mnie do tego zadania! Sam mi to powiedział! Nie próbuj przypisać sobie zasług Snape.

- Jesteś idiotą, jeśli w to wierzysz - wycelował różdżkę w śmierciożercę - Musisz być wyjątkowo zmęczony posiadaniem tak wąskiego umysłu. Widzisz, skoro oboje mamy wypalone przedramię, to zobowiązuję się pomóc ci przestać się męczyć - kącik jego ust powędrował nieznacznie do góry.

- Pomożesz mi? - mężczyzna może i był silny, ale wyraźnie nie nadążał z analizowaniem informacji

- Tak - kąciki jego ust powędrowały jeszcze wyżej, formując się w ironiczny uśmiech. - Avada Kedavra – zielony promień wystrzelił z różdżki Severusa i po chwili wysłannik Czarnego Pana leżał bez ruchu na ziemi.

Mistrz Eliksirów spojrzał obojętnie na Hermionę. Gdy ich oczy się spotkały gryfonka zamarła z przerażenia. On był wściekły. A wściekły Snape zwiastuje tortury z subtelną dozą śmierci.

- Żyjesz, Granger?

- Tak, ja bardzo panu dziękuję, profesorze, uratował mi pan życie i gdyby nie pan to ja... ja nie wiem co by się stało - powiedziała wszystko na jednym wdechu wpatrując się uważnie w swojego nauczyciela. Głowę miał luźno opuszczoną, oczy zamknięte i prawą ręką masował sobie skroń.

- Nie odzywaj się więcej i nawet na mnie nie patrz - zrobił krótką przerwę na mocny wdech zimnego powietrza – CZY WY DO RESZTY POWARIOWALIŚCIE?! CAŁY ZAKON TŁUCZE WAM DO TYCH PUSTYCH ŁBÓW, ŻE MACIE NIE WYCHODZIĆ POZA DOM, BO NIKT POTEM NIE BĘDZIE RYZYKOWAŁ ŻYCIEM ALBO ZDRADZENIEM SIĘ PRZED SAMYM CZARNYM PANEM, BO ZACHCIAŁO WAM SIĘ PIWA W ŚRODKU MIASTA PEŁNEGO SZPIEGÓW!

- Ja wiem profesorze, przepraszam, my...

- NO PRZECIEŻ POWIEDZIAŁEM PRZED CHWILĄ, ŻE MASZ SIĘ NIE ODZYWAĆ, CZY WAM WSZYSTKO TRZEBA POWTARZAĆ?! GRYFFINDOR JUŻ DAWNO POWINIEN ZOSTAĆ ZAMKNIĘTY DO PRZYDZIAŁÓW, BO TRAFIAJĄ TAM TYLKO LUDZIE, KTÓRZY SĄ W STANIE ZABIĆ SIEBIE I 10 OSÓB WOKÓŁ POTYKAJĄC SIĘ O WŁASNĄ SZNURÓWKĘ!

Jego monolog został przerwany przez niebieskiego feniksa, który wygodnie usadził się na jego ramieniu. Hermiona mimowolnie uśmiechnęła się, w końcu widok Snape`a nerwowo odganiającego patronusa zalicza się do tych zabawnych. Kiedy w końcu zrezygnowany dał sobie spokój, patronus odezwał się znajomym głosem dyrektora.

Severusie, wiem o wszystkim co się stało. Ukryj pannę Granger w bezpiecznym miejscu, potem zgłoś się do mojego gabinetu.

wtorek, 13 lutego 2018

Rozdział II

Severus relaksował się powoli upijając Ognistą Whisky w swoim ulubionym fotelu. Chyba każdy, kogo wpuszczał do swojego rodzinnego domu przy Spinner`s End – a nie było ich wielu -  twierdził, że powinien już dawno pozbyć się tego rupiecia i na jego miejsce sprawić sobie porządny mebel. Taka reakcja spotykała się najczęściej z lodowatym spojrzeniem Mistrza Eliksirów, co było wystarczającym powodem do zakończenia rozmowy. Fakt, niektóre rzeczy znajdujące się w salonie nadawały się jedynie do oddania w szklaną gablotkę muzeum, ale to było głównym czynnikiem, dla którego Severus nie chciał ich wymieniać. Układ domu i wyposażenie pozostały nietknięte odkąd jego rodzice zmarli, a on sam większą część roku spędzał w lochach Hogwartu, więc jego poczucie estety nie zostało naruszone. Odnosił wrażenie jakby renowacja domu była równa z obrażeniem jego matki, która raczej nie byłaby zadowolona z takiego stanu rzeczy, a przynajmniej tak przemawiał do niego wewnętrzny sentyment.

Tak właśnie wyobrażał sobie przyjemny wieczór - bez piekielnego bólu przedramienia sygnalizującego kolejny wypad na ciasteczko z Voldim, bez irytujących głosów gryfońskiej części szkoły i przesłodzonego spojrzenia Albusa, które bez konieczności wypowiadania słów proponowały dropsa i herbatę. Dawno nie czuł się tak swobodnie, siedział zaczytany w nowym wydaniu "Eliksirów Nie Dla Idiotów" popijając Ognistą i będąc ogrzewanym przez trzaskające płomienie wydobywające się z kominka. Dobrze znał mugolskie przysłowie mówiące o tym, że wszystko co dobre szybko się kończy i zaklął pod nosem, kiedy płomienie zmieniły swoją barwę na szmaragdową, a z kominka wyskoczyła widocznie uradowana Minerwa McGonagall.

- Severus! Co z tobą na Merlina, jest piątek wieczorem, a ty siedzisz z książką! - krzyknęła ze złowieszczym uśmieszkiem.

- Cóż za spostrzegawczość, jestem pod wrażeniem. Co tu właściwie robisz? Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni - zdobył się na najbardziej chłodny ton, jaki potrafił z siebie wydobyć.

- Otwarte połączenie naszych kominków traktuję jako zaproszenie. Praktykuj sobie pogłębianie wiedzy w samotności kiedy chcesz, ale nie w piątkowy wieczór, kiedy powinieneś wyjść ze mną na jedno kremowe.

- Jeszcze nie zauważyłaś, że od zawsze praktykuję spędzanie wieczorów w samotności?

- Nie wypada odmówić kobiecie, Sev – na dźwięk zdrobnienia jego imienia napiął się, jakby przygotowany do rzucenia wyjątkowo paskudnej klątwy. – Poza tym, to nie jest propozycja. Widocznie zapomniałeś, że transmutacja jest moją mocną stroną, chyba nie chciałbyś, żeby twoje szaty na zawsze zmieniły kolory na wściekły róż? – jej szeroki uśmiech był potwierdzeniem, że nie żartuje.

- Przyzwyczaiłem się do nazywania mnie postrachem lochów i dobrze mi z tym. Obawiam się, że gdyby mój przydomek zostałby zmieniony na Dolores Umbridge, to Albus musiałby poszukać nowego nauczyciela transmutacji. 

- Jak zwykle dramatyzujesz. Posłuchaj się starszego i chodź. 

Niechętnie zwlekł się z fotela i ruszył w kierunku garderoby. Z Minerwą nie było dyskusji, wiedział, że starsza czarownica nie poprzestałaby na groźbach, zresztą poniekąd traktował ją jak przyjaciółkę, chociaż nie mówił o tym tak otwarcie jak ona.

Padło na mugolski strój - dopasowana czarna koszula, spodnie i skórzana motocyklowa kurtka. Co prawda w niczym innym nie czuł się tak dobrze jak w swoim nieśmiertelnym surducie z milionem guzików i długiej pelerynie, ale nie było potrzeby, żeby tracić nerwy na kolejną sprzeczkę z Minerwą.

- Gotowy. Zadowolona? – spojrzał na nią wzrokiem obrażonego dziecka.

McGonagall nie ukrywała szczerego uśmiechu. W końcu to jeden z nielicznych dni, kiedy udawało jej się spędzić wieczór z Severusem w innym miejscu niż jego komnaty, w których temperatura nie pozwalała na komfortowe funkcjonowanie.

Aportowali się i wolnym krokiem weszli do Trzech Mioteł. Większość czarodziejów chciała dać upust zmęczeniu po skończonym tygodniu, więc znalezienie wolnego miejsca było nie lada wyzwaniem. Dzięki bardzo mocnym szkłom na nosie Minerwy przytulny kąt został szybko zlokalizowany. Kąt w znaczeniu dosłownym, ledwo oświetlony, nierzucający się w oczy. Zdawała sobie sprawę z tego, że musi iść na jakiś kompromis, chociaż jej najbardziej odpowiadałoby zasiedzenie przy samym barze. Jednak wybierając miejsce przy samej rozlewni piwa znacznie oddaliłaby się od grupki widocznie zainteresowanej rozmową gryfonów. 

- Wiedziałaś, że oni tu są? - skinął głową w kierunku Świętej Trójcy i Remusa.

- Nie jestem aż taka okrutna, Sev - obrzucił ją spojrzeniem pełnym wyrzutu. – No nie patrz tak na mnie, naprawdę nie wiedziałam. Zajmij stolik, ja tylko się przywitam i do Ciebie wracam – i tak rozradowana prawie w podskoku pognała uściskać każdego z nich.

Wybornie - pomyślał i ruszył w kierunku stolika. Nie dość, że wyciąga człowieka z domu mimo jego wyraźnego sprzeciwu – bo pełne wyrzutu spojrzenie jest traktowane w jego słowniku jako definitywny sprzeciw – to jeszcze musi dzielić pomieszczenie i tlen z bandą uczniów z domu kurczaka, jakby nie miał przed oczami wizji oglądania ich przez najbliższy rok szkolny. Już chciał się zabrać za mruczenie pod nosem klątw, co by ich wypędzić, ale ze skupienia wyrwała go Minerwa razem z przyjaznym barmanem.

- Co dla państwa? 

- Dla mnie kufel piwa kremowego, a dla tej pani herbata z najsilniejszą trucizną jaką macie – usta wykrzywiły mu się w ironicznym uśmiechu.

- Severus! - fuknęła oburzona. – Dla mnie również kremowe.

Barman oddalił się, by zrealizować zamówienie chichocząc pod nosem.

- Powiedz mi – dlaczego gdy zawsze człowiek chce mieć chwilę spokoju to zawsze muszą trafić się oni? 

- Severusie, wierz mi, ja sobie to pytanie zadaję przeszło od 6 lat - zaśmiała się pod nosem.

- W jakim celu mnie tu dzisiaj zaciągnęłaś? Będziemy plotkować jak stare baby? - prychnął.

- Chciałbyś - w tym momencie jej uradowana maska zeszła i pojawiła się przed nim nieco zaniepokojona Minerwa – Masz jakieś informacje od Sam-Wiesz-Kogo? Za kilka dni zaczyna się rok szkolny, martwię się o ewentualny atak na Express Hogwart.

- W ciągu ostatnich tygodni nie zostałem wezwany, gdyby Czarny Pan planował atak na pociąg to bym o tym wiedział.

- Miejmy nadzieję, że masz rację - brak informacji od Severusa wcale jej nie uspokoiły, była jeszcze bardziej zdenerwowana biorąc pod uwagę, że Voldemort mógł nie wspomnieć o planie, przez co byli nieprzygotowani.

Z pomieszczenia znajdującego się zaledwie kilka kroków od stolika, przy którym siedzieli roześmiani gryfoni, wyszło pięciu rosłych mężczyzn w czarnych szatach spokojnie rozglądających się po knajpie.  





  

sobota, 3 lutego 2018

Rozdział I

Jeden z ostatnich dni wyjątkowo ciepłego lata. Hermiona całe wakacje spędziła w rodzinnym domu. W końcu co może być lepszą odskocznią przed finałowym rokiem nauki w Hogwarcie niż dom pełen serdeczności, zjazdy wszelkich możliwych ciotek i wujków z dalekich stron, których nie widziała odkąd była dzieckiem i całej masy pyszności przygotowanych przez jej mamę? Panna-Wiem-To-Wszystko-Granger nie byłaby jednak sobą, gdyby przez ten czas nie przerobiła masy nadprogramowych podręczników, a raczej ksiąg przypominających wyglądem transmutowaną piranię, które usilnie próbowały w sposób bardziej lub mniej serdeczny odciągnąć ją od przyswajania wiedzy w czasie wolnym od nauki.

Otworzyła okno na oścież, rozłożyła poduszki na parapecie i rozsiadła się wygodnie nie zapominając o głaskaniu wyraźnie domagającego się uwagi Krzywołapa, który ułożył się na jej kolanach. Wpatrując się w zachodzące Słońce chciała chociaż część spraw w swojej głowie uporządkować. Jaki obrać sposób na powtórki materiału, żeby otrzymać same Wybitne na końcowych egzaminach? Może w tym roku zaoszczędzić czas na pisaniu esejów za połowę Gryffindoru? To ostatni rok, mogliby się w końcu wziąć do roboty. Z rozmyśleń szybko wyrwała ją promiennie uśmiechająca się od ucha do ucha rodzicielka czarodziejki, trzymająca w ręku miskę z jej ulubionymi cukierkami.

- Może zejdziesz na kolację? - zapytała z troską Pani Granger.

Hermiona przeciągnęła się i westchnęła cicho. Myśl o ilości spraw do załatwienia w tym roku odbierała jej apetyt.

- Później sobie odgrzeję, nie jestem głodna - rzuciła nadal wpatrując się w niebo.

- Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci położyć się spać bez porządnego posiłku! Potrzebujesz sporych zapasów energii, patrząc na to ile się uczysz - w jej głosie dało się wyczuć znajomą nutę "nie zadzieraj z mamą".

- No dobrze, dobrze, już schodzę. 

Po zamknięciu się drzwi do jej pokoju, Hermiona odstawiła Krzywołapa do jego kojca przy okazji podając mu ulubionego misia łudząco przypominającego Parszywka należącego niegdyś do Rona. Zaśmiała się w duchu, zawiązała włosy w luźny kok i wolnym krokiem skierowała się w stronę jadalni.

W powietrzu unosił się przyjemny zapach pieczeni. Niewielką jadalnię ogrzewaną kominkiem – a służącym przy okazji jako sieć Fiuu - okalały kremowe ściany z powieszonymi na jednej z nich zdjęciami w jasnych ramkach. Były to głównie jej zdjęcia, zostały powieszone z rozmysłem, jakby chronologicznie. Pierwsze zdjęcia ukazywały ją jako uroczego berbecia, kolejne natomiast przedstawiały kilku i kilkunastoletnią dziewczynę ubraną w oficjalny mundurek Gryffindoru, odbierającą kolejne dyplomy za świetne wyniki w nauce. Jej rodzice zawsze byli z niej dumni i lubili mocno to akcentować. W końcu było się kim chwalić. 

W rogu pomieszczenia stanęła niewielka komoda z kilkoma pamiątkami zakupionymi na różnych rodzinnych wyjazdach, całości dopełniało ciemne drewno położone na ziemi wraz z wygodnym dywanem.

Hermiona zajęła swoje miejsce na krześle czekając na resztę domowników.

- I znowu tyle czasu cię nie będzie. Nie wiem jak się przyzwyczaję, kiedy skończysz szkołę i pójdziesz na swoje - westchnął Pan Granger wychodząc z kuchni.

- Oj, przestań majaczyć Perry! Nasza córka wyrosła już dawno z pieluch i stała się dorosłą kobietą. Chyba nie przeoczyłeś tego momentu, prawda? - zachichotała i puściła mu oczko.

- Dla mnie zawsze będziesz moją małą Hermioną - tu zwrócił się do niej z najcieplejszym spojrzeniem jakim tylko mógł  jako opiekuńczy tata.

- Spakowałaś już wszystko, czego potrzebujesz? - zapytała z nad garnka Helen.

- Właściwie to jeszcze się za to nie wzięłam, przy małej pomocy różdżki zajmie mi to chwilę, gorzej ze zlokalizowaniem wszystkich rzeczy - domownicy zaśmiali się porozumiewawczo, bałagan nie był czymś, co ich specjalnie zadziwiło.

Jedząc kolację wymieniali się spostrzeżeniami odnośnie przyszłego zawodu Hermiony, który w dalszym ciągu nie jest ani trochę sprecyzowany oraz temu, jak bardzo będą za nią tęsknić. 

Kominek stojący obok w momencie uderzył zielonym ogniem, a z płomieni wyszedł wysoki szatyn z lekko podrapaną twarzą. Otrzepał swoje szaty i ze szczerym uśmiechem na ustach spojrzał na osoby zasiadające przy stole.

- Witam państwa. Nazywam się Remus Lupin i byłem nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią w Hogwarcie. Muszę ukraść państwa córkę na jeden wieczór - zapowiedział z uśmiechem.

Wyraźnie zadowolona Hermiona rzuciła się Remusowi na szyję w geście powitania.

- Dobrze, ale tylko na jeden wieczór? - w głosie Perry`ego dało się wyczuć niezadowolenie tym faktem.

- Tylko jeden, obiecuję.

- Remusie, a tak właściwie to gdzie mnie zabierasz? 

- Zobaczysz - rzucił z uśmiechem, wziął ją pod rękę i za sekundę już ich nie było.

Oficjalnie powitanie.

Witam wszystkich zgromadzonych!

Nie lubię takich oficjalnych powitań, bo kojarzy mi się to z przemową publiczną, które bardzo mnie stresują, niemniej jednak kultura wymaga powitania wszystkich zainteresowanych tym, co może pojawiać się na blogu. 

Z pomysłem na zaczęcie pisania oswajałam się bardzo długo, do tej pory jedynie czytałam blogi o podobnej tematyce, ale z racji zbyt dużej ilości wolnego czasu przeczytałam wszystko, paliwo się skończyło i trzeba zacząć wytwarzać swoje. 

Blog będzie poświęcony historii Severusa i Hermiony jak można się domyślać, na razie jest to jedyny pairing, który uwielbiam całym sercem, mam przeczucie, że może to być spowodowane moją obsesją na punkcie Nietoperza od najmłodszych lat młodzieńczych. Notki mogą pojawiać się nieregularnie, ale jeżeli mój styl pisania i sama historia przypadnie czytelnikom do gustu, to będę się starać to nadrabiać. 

Miłego czytania. :)
szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis