sobota, 7 kwietnia 2018

Rozdział VII


Peron 9¾ tak, jak to miało miejsce co rok, był do granic możliwości zapełniony uczniami mniej lub bardziej podekscytowanymi powrotem do Hogwartu. Do pierwszej grupy szczególnie zaliczał się Zakon Feniksa, który szczelnie schował się w odosobnionym pomieszczeniu, w celu dopięcia szczegółów przed wyjazdem. Moody twardo kuśtykając wyszedł przed szereg zaczynając krótką przemowę.


- Dobra, skupcie się, gamonie. Potter, Weasley - rzucił w ich stronę zniecierpliwione spojrzenie. - Pilnujecie pierwszoroczniaków, a jak wam sił w tych wątłych rączkach starczy, to rzućcie też okiem na starszy rocznik.

- A nie mieliśmy pilnować siódmorocznych? Chcieliśmy być w pobliżu Malfoya - Ron był widocznie zawiedziony.

- Starsi dadzą sobie świetnie radę sami. Ginny, Longbottom - drugi i trzeci rok - oboje pokiwali porozumiewawczo głową. - Ja, Remus, Tonks i Minerwa będziemy w pociągu, ale nie zatrzymamy się w konkretnym wagonie. Hagrid, Fred i George osłaniają z powietrza. Czy to jest jasne? - nikt ze zgromadzonych nie odezwał się. - To świetnie, jeśli ktoś zawali, to będzie mógł tylko sobie pogratulować.

Moody łypnął jeszcze raz groźnym okiem po zgromadzonych i wyciągnął zza płaszcza butelki z przygotowanym wcześniej eliksirem wielosokowym. Stojąca nieopodal grupa doświadczonych aurorów, na czele z Kingsleyem Shackleboltem, ustawiła się w kolejce i po kolei odbierała od swojego przełożonego po kilka łyków. Członkowie Zakonu z zaciekawieniem przyglądali się, jak rośli mężczyźni zmieniają się w chłopców wiekowo odpowiadającym czwartoklasistom. Wygląd został zapożyczony od losowo wybranych mugoli z pobliskich wiosek. Warunkiem było, aby wybrane postacie zbytnio nie rzucały się w oczy tak, żeby koledzy z roku przypadkiem nie wpadli na pomysł i podejścia i zadania kulturalnego pytania "Hej, kim ty właściwie jesteś?". I tak stanęli przed nimi wątli w budowie uczniowie, posiadacze w większości brązowych włosów i łagodnych rysów twarzy. Z racji priorytetu, który - jak podejrzewali - śmierciożercy obiorą, aurorzy zostali wciśnięci w mundurki Gryffindoru, jedynie dwóch z nich przybrało barwy Rawenclawu i Hufflepuffu. Szalonooki uderzył znacząco laską w podłogę ponaglając zgromadzonych. Aurorzy pod wpływem wielosokowego szybkim krokiem, z transmutowanymi bagażami, skierowali się do pociągu, a za nimi nieznacznie oddaleni członkowie Zakonu.

*

Severus aportował się niedaleko Malfoy`s Manor. To miejsce wzbudzało w nim swego rodzaju obrzydzenie kierowane nie tylko do samej budowli, wykorzystywanej jako główna siedziba śmierciożerców, ale też do samych uczęszczających na spotkania. Wspominał, jak znajdował się tu pierwszy raz kilkanaście lat temu. Gdyby ktoś mu wtedy powiedział, że będzie czuł to, co teraz, to niechybnie by go wyśmiał. Odnosił wrażenie, że jest potężny pracując u boku najlepszego czarnoksiężnika, czuł na sobie spojrzenia pełne grozy i przerażenia przechadzając się po mieście, ale w jego odczuciu najbardziej potrzebował poczucia tego, że jest komuś potrzebny, że ktoś znacząco odczułby jego stratę. Teraz, będąc starszym i o wiele dojrzalszym człowiekiem pojął, że w rękach Czarnego Pana i Dumbledore`a jest tylko marionetką, którą można by zastąpić inną, jeśli byłaby taka konieczność. Pewnym pchnięciem otworzył główną bramę zbliżając się do wejścia. Zanim zdążył złapać za klamkę potężnych dębowych drzwi, został uprzedzony przez Narcyzę Malfoy spoglądającą na niego nieufnie.

- Witaj, Severusie. Pospiesz się proszę, nie daj mu czekać - głos kobiety załamywał się jak za każdym razem, kiedy zmuszona była gościć czarnoksiężnika.

Mistrz Eliksirów skinął głową w geście powitania i szybkim krokiem skierował się ozdobionymi schodami na górę, gdzie w bogato urządzonym salonie, przy stole czekali na niego zebrani śmierciożercy wraz z Voldemortem.

- Severusie, jesteś wreszcie. Usiądź, czekaliśmy na ciebie - Riddle gestem dłoni wskazał mu miejsce po swojej lewej stronie. - Na pewno ciekawi was powód, dla którego zostaliście dziś wezwani - przeciągał każde słowo wyjątkowo wolno przyglądając się każdej twarzy z osobna, tym samym wywołując jeszcze większe przerażenie wśród zgromadzonych. - Otóż, widzicie, dotarły do mnie informacje, jakoby kilku szmalcowników próbowało na własną rękę złapać szlamę Pottera - salon wypełnił gwar szeptów. - Severusie?

- Tak, mój panie. Próbowali ją złapać w jednym z pubów - twarz czarnowłosego mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji.

- A ty co tam robiłeś?

- Mój panie, starałem się wtedy dowiedzieć jakichkolwiek przydatnych informacji od Minerwy McGonagall, kiedy szmalcownicy zaczęli atakować. Nie pomogłem im, w przeciwnym wypadku Dumbledore uznałby mnie za zdrajcę i nie byłbym w stanie dłużej otrzymywać od niego poufnych informacji. Sądzę, mój panie, że szlama Pottera nie jest tego warta.

- W istocie, Severusie. Zawsze uważałem cię za mądrego człowieka i tak też postępujesz. Szlamą zajmiemy się kiedy indziej, może okazać się przydatna. Wezwałem was w o wiele ważniejszym celu, niektórzy z was będą mieli dziś zaszczyt się wykazać - jebnięta do szpiku kości Bellatrix podskakiwała na krześle jak małe dziecko. - Właśnie wystartował pociąg zmierzający do Hogwartu - niektórzy śmierciożercy zacisnęli rękę na różdżce, a na ich twarze wpełzł uśmiech. - Waszym zadaniem będzie pokazanie tym śmiesznym czarodziejom i zdrajcom krwi, że ich życie zależy tylko i wyłącznie od mojej woli. Na co czekacie? Do roboty! - krzyknął tak głośno, że Mistrz Eliksirów poczuł trzęsący się grunt pod nogami.

Kilkunastu śmierciożerców wybiegło w szale przed budynek, aby aportować się. Severus wolnym krokiem podążył za nimi.

**

Prawie kompletne Golden Trio skierowało się w stronę przedziału przeznaczonego dla najmłodszych uczniów Hogwartu. Z pomocą wyraźnych chrząknięć starali się przepchać wśród grona niezorganizowanych uczniów pędzących w stronę swoich znajomych z roku. W pociągu roiło się od puszczonych wolno (lub zbiegłych) pupilów. Harry raz nawet oberwał z sowiego pazura w czoło, co spotkało się z przytykiem Rona na temat drugiej blizny. Po zaciętych bojach i dłużącej się podróży w spokoju zasiedli w zaciemnionym rogu tak, żeby nie wzbudzać zbytnich podejrzeń wśród pierwszorocznych. Pociąg delikatnie ruszył wydając głośny syk pary.

- Harry, ja się chyba jednak trochę cykam - westchnął Ron.

- Ja też. Nie przeżyję, jeśli komuś znowu coś się stanie - ściągnął okulary i ukrył twarz w dłoniach.

- Przecież wiesz, że to nie twoja wina. Sam-Wiesz-Kto chce cię dorwać za wszelką cenę, ale i bez tego jest chory na punkcie czarodziejów z mugolskich rodzin.

- Czasem tak sobie myślę, że może gdyby mnie nie było, to ci ludzie nie musieliby teraz umierać.

- Nie możesz się obwiniać! Tacy ludzie jak on zawsze znajdą sobie jakieś poronione hobby.

Potter westchnął przeciągle, powolnie wypuszczając powietrze z nozdrzy. Przemyślenia nie dawały mu spokoju, nawiedzały go gdy spał, od razu po przebudzeniu i w każdej chwili, kiedy jego umysł nie był zajęty czymś innym. Odnosił wrażenie, jakoby byłoby to celowe zagranie Voldemorta, żeby go osłabić, ale ten argument przemawiał do niego najsłabiej, nie mogąc przysłonić poczucia winy.

Express Hogwart sunął po szynach od dłuższego czasu, ukazując pasażerom uprzyjemniające podróż widoki. Kiedy minęli most, który otoczony był mieniącymi się zielenią polami i spokojnie płynącą rzeką wjechali wprost do tunelu, którzy starsi uczniowie dobrze już znali z poprzednich lat. Chwilowe zasłonięcie krajobrazów miało się odpłacić przejazdem przez słoneczny wiadukt Glenfinnan, który w tym roku wyjątkowo zajął się burzą i ciemnymi chmurami, mimo że chwilę wcześniej dobitnie raziło ich słońce. Uczniowie dłuższego stażu niespokojnie odwracali się tkwiąc w siedzeniach i nerwowo spoglądali przez okno. Ich zachowanie można było prosto wytłumaczyć podnieconymi okrzykami pierwszorocznych na widok ciemnych postaci sunących przez niebo. Biedni, nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, które nieubłaganie się zbliżało. Obecna na miejscu część Golden Trio zerwała się z miejsca, żeby wymienić porozumiewawcze spojrzenia z resztą Zakonu przez brudną od eksploatacji szybkę znajdującą się w drzwiach łączących przedziały.
Dwie zakapturzone postacie zdołały przedostać się przez okno do wagonu przeznaczonego dla przyszłych uczniów Hogwartu. Harry korzystając z chwili, której potrzebowali na zmaterializowanie się, rzucił tarczę ochronną na pasażerów tak, aby nie ucierpieli w walce. Dołohow znany z przerażających przemówień poprzedzających atak, zamarł z na wpół otworzonymi ustami, obrywając drętwotą od Moody`ego, który nie wiadomo kiedy wpadł z chęcią pomocy.

- Zaryglowaliśmy wagon zaklęciami, tu się nie dostaną. Potrzebujemy pomocy, ruszcie się - pospieszał gryfonów, kiedy drugi z mężczyzn wycelował w niego różdżkę. - Avada Kedavra - auror rzucił zaklęcie w jego stronę. - Nie ta liga, chłopcze. Słodkich snów.  NO RUSZCIE SIĘ! - ponaglił.

- Właśnie pan zabił człowieka na oczach dzieci! - wykrzyczeli niemal w tym samym momencie.

- To nie człowiek, tylko śmierciożerca. A uczniom pobaraszkujemy potem w pamięci - na jego twarz wpełzł uśmiech. - Mam nieodparte wrażenie, że ja o lasce jestem szybszy niż wy - prychnął.

Potter wraz z młodym Weasleyem podążyli za Moody`m wprost do przedziału siódmoklasistów. Nie wyglądał ani trochę podobnie do tego, który zapamiętali przechodząc godzinę wcześniej. Siedzenia były rozdarte i wyrwane z podłogi, okna wybite, których szkło niebezpiecznie mieniło się na ziemi, a ściany zostały ubrudzone szkarłatem. Harry zauważył pojedynkujących się w środku McGonagall z rodzeństwem Carrow, którzy - o ironio - sekundę później wylądowali nieprzytomni w kącie po oberwaniu zaklęciem rzuconym przez czarownicę. Kątem oka byli w stanie dostrzec także Yaxley`a i Traversa oślepiających morderczymi zaklęciami. W oddalonym o kilka kroków łączeniu wagonów stał uśmiechający się od ucha do ucha Draco Malfoy. Jego wyraz twarzy wręcz zapraszał do pojedynku.

- Ron, szybko, to Malfoy! - krzyknął w stronę swojego przyjaciela.

- Walić go, Harry, musimy tutaj pomóc! - rudowłosy odpychał zaklęcia rzucane w jego stronę.

Wydawał się być głuchy na jego racjonalne stwierdzenie. Nie zwracając uwagi na rozgrywającą się wokół niego bitwę, wybiegł za Malfoyem. Stojąc niepewnie na łączeniu, złapał za drabinę prowadzącą na dach wagonu, aby się po nim wspiąć. Silny wiatr i burza odbierały mu możliwość wyraźnego widzenia, a barierki zostały potraktowane klątwą, przez co parzyły, gdy ktoś zdecydował się ich dotknąć. Z krzykiem na ustach, tak zwinnie jak tylko mógł, przedarł się na górę, gdzie spostrzegł lekko zamazaną blond czuprynę ostro zwiewaną przez pogodę, w towarzystwie dwóch postaci usuniętych w cień.

- Znowu zgrywasz bohatera, Potter? - zakpił, ale nie doczekał się odpowiedzi. - No dalej, wstań i walcz.

Usłyszał przed sobą przeraźliwy śmiech, który mógł być kojarzony tylko z jedną osobą - Bellatrix Lestrange. Stała niedaleko, opierając się ręką o Greybacka wyraźnie ucieszona z całej sytuacji.

- Gdzie masz tą swoją szlamę, co? - zaśmiała się jeszcze głośniej.

W przypływie wściekłości Harry rzucił Rictusemprę, ale na niewiele się to zdało przy trzech przeciwnikach.

- Petrificus Totalus! - zaklęcie rzucone zza pleców Chłopca-Który-Przeżył odbiło się, dzięki szybkiej interwencji Greybacka.

Silna dłoń złapała okularnika mocno za ramię i przyciągnęła do siebie w geście obrony. Remus Lupin ciężko dyszał nad nim z wciąż dymiącymi się dłoniami.

- Twój piesek przybiegł ci pomóc? Jakie to urocze, Wybraniec Harry Potter kolejny raz nie potrafi sobie poradzić i wszyscy muszą go ratować - Malfoy zakpił ponownie. - Jak to jest, Potter, być tak beznadziejnym, że ani razu nie potrafiłeś obronić się sam? - jego brew powędrowała do góry w geście wyższości.

- Zamknij się już, Draco! - przerwała mu Bellatrix. - Czarny Pan na nas liczy - Avada Kedavra - jasnozielone zaklęcie z niebywałą mocą powędrowało w stronę byłego profesora i jego ucznia.

Wybuch, który został spowodowany zetknięciem się zaklęcia z barierą ochroną odrzucił śmierciożerców w tył tak, że wylądowali z dala od pociągu. Skąd ona się wzięła? - to pytanie przemknęło przez głowę Harry`ego. Nie miał jednak czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo został szybko otrzeźwiony przez wilkołaka szarpiącego go za ramię.

- Harry! Słyszysz mnie? Harry! - wykrzykiwał z wyraźnym przerażeniem w oczach.

- Tak, tak, nic mi nie jest, co się stało? - poprawił okulary i spróbował wstać.

- Nie wiem, ktoś musiał rzucić Protego Totalum wzmocnione o coś jeszcze. To teraz nieważne, musimy wrócić do naszych.

Pobudzeni adrenaliną zeskoczyli z wagonu z powrotem na łączenie i z przygotowanymi różdżkami stanęli w pogotowiu. Po solidnym kopnięciu drzwi zastali jedynie członków Zakonu, który leczyli swoich przyjaciół i starali się zawładnąć nad ogólnie panującym chaosem. Z tłumu wybiegła do nich wystraszona Minerwa McGonagall, łapiąc Pottera za przód szaty i ściskając mocno.

- Na Merlina, gdzie wyście byli?! Nic wam nie jest? - w jej głosie dało się wyczuć złość.

- Wszystko w porządku - wyjaśnił uspokajająco. - Gdzie są śmierciożercy?

- No cóż, zobaczyli pędzącą w dół Bellatrix, to się przestraszyli - rzucił z tłumu Fred. - A potem zabrali się i uciekli - dokończył George.

Potter wziął głęboki wdech i mimowolnie się uśmiechnął. Udało im się, nikt nie stracił życia, jedynie kilka osób było poturbowanych, co dało się załatwić prostym zaklęciem leczniczym. Większość zgromadzonych wzięła się za przywracanie pociągu do stanu używalności. Dający o sobie znać przeciąg stopniowo zmniejszał się przez naprawę szyb, strzępki materiału z powrotem wracały do pierwotnych postaci siedzeń, no i pozostała jeszcze kwestia wyłapania zbiegłych zwierząt, ale na to nikt nie miał już siły.

- Alastorze, zajmij się pierwszorocznymi, lepiej będzie, jeśli nie zachowają pierwszego wspomnienia o nowej szkole - rzucił Kingsley uśmiechając się słabo.

Szalonooki kiwnął głową ze zrozumieniem i skierował się do przedziału, z którego zgarnął Harrego i Rona.

- To był Snape - bezpardonowo rzucił rudowłosy w stronę przyjaciela.

- Co? - Harry wydawał się być zdezorientowany.

- To Snape rzucił na was barierę. Widziałem kątem oka przez szybę, kiedy w końcu Nott się ode mnie odczepił.

- Wydaje mi się, że będziesz zmuszony podziękować profesorowi Snape`owi, Potter - uprzedziła go McGonagall.

- Oczywiście, pani profesor. Ale czemu on to zrobił? - opiekunka jego domu spojrzała na niego jak na rasowego idiotę.

- Z tego, co pamiętam, profesor Dumbledore niejednokrotnie wspominał, że profesor Snape działa po stronie Zakonu - zakończyła dyskuję i odeszła w stronę aurorów.

Golden Duo spojrzeli po sobie tym samym skwaszonym wzrokiem, kiedy McGonagall zwracała im uwagę za przewinienia, gdy byli młodsi.

***

Pociąg zaczął stosownie zwalniać, by ostatecznie zatrzymać się w docelowym miejscu podróży. Gdzieś w głębi dało się usłyszeć mocne wołania Hagrida "Pirszoroczni do mnie!", na które wspomniani uczniowie w szale łapali za podręczne rzeczy i wybiegali, żeby nie dostać ochrzanu w pierwszy dzień szkoły. Humor Chłopca-Który-Przeżył i młodego Weasleya znacznie się poprawił, gdy w okolicy bramy Hogwartu zauważyli czekającą na nich uradowaną Hermionę, która od razu rzuciła im się na szyję.

- Jezu, Miona, jak się cieszę. Nic ci nie jest? - rudzielec ścisnął ją mocniej.

- Nie, wszystko u mnie w porządku, a u was?

- Pozbyliśmy się śmierciożerców. Właściwie nikomu nic się nie stało - uśmiechnął się do niej. - Ale opowiadaj, gdzie byłaś i jak się tu, na Merlina, dostałaś?

- Wiecie, że nie mogę wam powiedzieć, gdzie byłam. Gdyby Sam-Wiesz-Kto to zobaczył, to mogłoby być nieciekawie. Wyobraźcie sobie, że dotarłam tu na miotle - stanęła w pozie "patrzcie i podziwiajcie".

- Tak, jasne. Hermiona Granger na miotle - męska część grupy zaniosła się gardłowym śmiechem.

- Bardzo śmieszne, Ronald - uderzyła go w tył głowy. - Pomogła mi jakaś kobieta, którą wysłał Dumbledore, jest całkiem miła, ale kogoś mi przypomina.

- Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali - skwitował Harry.

- Zawsze wychodzimy ze wszystkiego cało. Ale lepiej się pospieszcie, za chwilę mamy być w Wielkiej Sali.

Zachęceni przez Hermionę, skierowali się do zamku. W drodze zdążyli wymienić się opowieściami z wakacji, Ron przedstawił kilka nauczonych go przez Freda i Georga sztuczek, a Harry tylko czasem wtrącał pytania o ewentualne plany Voldemorta, co kończyło się groźnym spojrzeniem Granger. Chcieli nade wszystko nacieszyć się znów swoim towarzystwem, dlatego rozdzielili się tylko po to, żeby zmienić szaty na standardowy mundurek Gryffindoru z herbem domu usadowionym na piersi i chwilę potem zajmowali już swoje miejsca w Wielkiej Sali.

Ich wzrok powędrował wzdłuż stołu nauczycielskiego, gdzie wśród uśmiechów rzucanych przez dyrektora, dumnego spojrzenia McGonagall i tego oryginalnego - avadowego należącego do Snape`a, Hermiona spotkała się też z uniesionym kącikiem ust Beth, która chwilę wcześniej pognała na łeb, na szyję, w głąb zamku, kiedy tylko upewniła się, że odstawiła ją bezpiecznie. Zastanawiała się, dlaczego postanowiła wykorzystać swój roczny urlop pracując, a jakby było tego mało, spędzając pierwszy hogwardzki obiad siedząc obok Mistrza Eliksirów i zawzięcie z nim o czymś rozmawiając. Nie zdawała sobie sprawy, że jej profesor potrafi wypowiedzieć więcej niż 10 słów na 5 minut i nie jest to krzyk. Kiedy była młodsza, myślała, że to może efekt jakiejś klątwy, która nie pozwala mu zbyt dużo mówić.

- Halo, ziemia do Hermiony - rudzielec pomachał jej ręką przed twarzą.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Coś mówiłeś? - zapytała pospiesznie.

- Właśnie próbuję wam pokazać jedną z tych sztuczek, o których mówiłem. No, skupcie się teraz! - po tych słowach wycelował różdżką w wolno sunącego się po sali Goyle`a i za moment cała sala mogła usłyszeć jego krzyk, kiedy zorientował się, że wyrósł mu świński ogonek i co drugie słowo przeciągle chrumka.

Większość towarzystwa, prócz domu węża ryknęła głośnym śmiechem, ale zabawa została szybko skończona, kiedy na podest wszedł Albus Dumbledore i ruchem różdżki pozbawił ślizgona dodatku.

- Proszę o uwagę! - wykrzyknął. - Chciałbym wszystkich serdecznie powitać w murach Hogwartu. Jak co roku, mam wam kilka wiadomości do przekazania, proszę mnie uważnie słuchać - zrobił krótką przerwę na oddech. - Po pierwsze - wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie niezdozwolony, chcę o tym przypomnieć starszym uczniom i poinformować nowych. W tym roku mamy małą zmianę w kadrze nauczycielskiej, jak już pewnie wasze sokole oczy zdążyły zauważyć. Pragnę wam przedstawić profesor Elizabeth, która w tym roku obejmie stanowisko nauczyciela eliksirów - srebrnowłosa ukłoniła się w stronę uczniów. - Profesor Snape natomiast, zajmie się wami na zajęciach Obrony Przed Czarną Magią.

Po sali przeszedł chór niezadowolonych komentarzy, ze stołu gryfonów udało się nawet usłyszeć błagające "Chcę umrzeć!".

- Uhm, tak, panie Weasley, proszę uspokoić pana Finnigana - wtrącił dyrektor.

- Słyszałeś? Morda, panie Finnigan - rudzielec sprzedał mu kuksańca w żebro, na co reszta gryfonów zaczęła rechotać.

- Kretyni... - wyrwało się Hermionie.

Dyrektor odczekał jeszcze sekundę aż wzrok całości sali przeniesie się na niego i starał się kontynuować.

- Chciałbym również ogłosić, że w porozumieniu z Ministerstwem Magii zdecydowaliśmy się powtórzyć Turniej Trójmagiczny - sala zewrzała od ucieszonych okrzyków mężczyzn. Tak, jak ostatnim razem, będziemy mieli zaszczyt gościć uczniów Durmstrangu i Beauxbatons. Przypominam, że udział w turnieju mogą wziąć osoby, które ukończyły 17 lat i są w pełni świadome swojej decyzji, bowiem od niej nie ma odwrotu! Od dnia jutrzejszego w miejscu, w którym stoję będzie się znajdować znajoma wam Czara Ognia. Czas na kandydowanie wyznaczam do końca września. No, na tym koniec ogłoszeń parafialnych - zaznajomiona z mugolskimi zwyczajami część uczniów cicho się zaśmiała. - Smaczego!

Na stołach zajmujących większą część pomieszczenia zaczęły się pojawiać zachęcająco pachnące dania, przygotowane dla zgłodniałych po podróży uczniów. Dyrektor ostatni raz posłał w ich stronę serdeczny uśmiech i wolnym krokiem wrócił do swojego miejsca przy stole nauczycielskim.

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis