środa, 28 marca 2018

Rozdział V

Miesiąc marzec ogłaszam miesiącem wzrastającego adhd, czy też owsików. Nie wiem jak Wy, ja nie byłam w stanie w tym miesiącu przysiąść porządnie jak człowiek przy jednej rzeczy. Zamiast się kulturalnie pouczyć, dokończyć kolejny rozdział, posprzątać - och, a co to za ładne świecidełko widać sąsiadowi przez okno? Czy to właśnie niesforny włos odstaje mojemu zwierzakowi? Należy go poprawić. I tak w kółko. No cóż, nie przedłużam, zapraszam do czytania i komentowania. c:

-------------------------------------------------------------------------------------
Po skończonym zebraniu Harry, Ron i Ginny w wyjątkowo gniewnych nastrojach skierowali się do jednego z pokoi na piętrze, aby w spokoju omówić poruszone na nim kwestie. Huk zatrzaskiwanych przez Rona drzwi spokojnie można było usłyszeć w obrębie kilku najbliższych miast.

- Dlaczego oni się zgodzili na to, żeby to Snape ją ukrył? - chwilową ciszę postanowił przełamać Harry nerwowo krążąc po pomieszczeniu.

- No właśnie! Pewnie siedzi teraz gdzieś w ciasnej norze nasłuchując, czy nie zbliżają się śmierciożercy - wtórował mu Ron.

- Mi też się ten pomysł nie podoba, ale raczej nie trzyma jej w schowku na eliksiry na drugim końcu świata - Ginny wywróciła oczami.

- Nie broń go! - krzyknęli prawie jednocześnie.

- Nie bronię, uważam, że skoro ukryli ją w porozumieniu z Dumbledorem, to on sam raczej nie zgodziłby się na takie warunki.

- W sumie może i jest w tym trochę racji.

- Świetnie, Harry, teraz jeszcze ty? - Ron opadł na łóżko w geście poddania.

- Dumbledore nie pozwoli na to, żeby Hermionie coś się stało. Lepiej się zastanówmy, co z Malfoyem.

- A co ma być? Pewnie wdał się w tatusia i nie zobaczymy go w pociągu - Ron jedynie prychnął.

- Równie dobrze może siedzieć w przedziale i czekać na odpowiedni moment.

- Umówmy się, że miarę możliwości będziemy go obserwować. Nawet, jeśli nam zniknie z oczu, to pewnie znowu skończy zamieniony we fretkę - cała trójka wybuchnęła śmiechem i za chwilę byli pochłonięci rozmową o tegorocznym sezonie Quidditcha.

*

O tej porze roku Hogwart świecił pustkami, aby za kilka dni zamienić się w jeden z najbardziej zaludnionych zamków, jaki widział świat czarodziejów. W ten dzień oprócz głośnych dyskusji duchów oraz postaci na obrazach, słychać było obijający się o kamienne mury trzepot czarnych szat zmierzających prosto do lochów. Severus liczył na spokojną ostatnią prostą przed rozpoczęciem roku szkolnego. Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego cholernego piwa z Minerwą. Chociaż znając pecha Mistrza Eliksirów, stary dropsoholik i tak wybrałby jego na niańkę. Za każdym razem, kiedy był przekonany, że osiągnął szczyt idiotycznych zadań od swojego przełożonego, coś w mgnieniu oka musiało wyprowadzić go z błędu. Zdecydowanym krokiem wszedł do swojego magazynku i wybrał wszystkie potrzebne ingrediencje do uwarzenia odpowiedniej ilości wielosokowego, po czym skierował się wprost do kominka.

Na miejscu zaintrygowała go błoga cisza, która panowała w całym domu. Zdecydowanie bardziej spodziewał się ogólnie obecnego hałasu albo chociaż odgłosu kroków. No pięknie, Granger przepadła - pomyślał. Instynktownie nie zmartwił się zagrożeniem życia gryfonki, a raczej swojego po tym, jak Dumbledore się dowie, że jeden z jego pupili być może w tym momencie niesprawnie odskakuje od Niewybaczalnych rzucanych w jego stronę. 

Kurz powstały na skutek teleportacji siecią Fiuu opadł ukazując słodko drzemiącą Hermionę na środku salonu, w jego fotelu. 

- Granger, czy ty sobie jaja robisz?! Obudź się! - krzyknął potrząsając jej ramieniem.

- P-profesorze? - nie do końca obudzona spojrzała na swojego profesora spod przymkniętych powiek.

- Czy ja ci nie mówiłem, że masz się zachowywać jak osoba ukrywająca się? - wycedził przez zęby.

- Tak właśnie starałam się zachowywać, profesorze.

- Tak? Więc jak według ciebie powinna się zachowywać taka osoba?

- Sądzę, że powinna nie zwracać na siebie uwagi.

- Wyborna odpowiedź. Jeśli tak samo wyczerpująco będziesz odpowiadać na pytania na owutemach, to może Dumbledore z litości zgodzi się przytrzymać ci posadę Filcha. Mnie osobiście wydaje się, że twoim zadaniem było nasłuchiwać ewentualnego zagrożenia. To dopiero by była historia - nieujęta od tylu lat przyjaciółka Harry`ego Pottera zaskoczona avadą we śnie! Rita Skeeter byłaby zachwycona  nowym materiałem - w Hermionie z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem coraz bardziej się gotowało, ale nie mogła dać tego po sobie poznać.

- Ma pan rację, profesorze. Przepraszam.

Co tak szybko? Ta myśl przemknęła w głowie Mistrza Eliksirów. Gryfonka była znana z tego, że nie potrafiła trzymać języka za zębami w sytuacjach, które tego wyraźnie wymagały. Wzruszył tylko ramionami i skierował się do osobnego pomieszczenia, które spełniało funkcję pracowni. Pokój sam w sobie sprawiał wrażenie bardzo małego, jak gdyby był wcześniej wykorzystywany jako ciasny schowek na przedmioty nie mające swojego miejsca. Ściany wyłożone były ciemnozielonym kolorem, co nie powinno nikogo dziwić, a na środku pracowni stanął solidnie wykonany stół z wieloma szafkami, w których znajdowały się przydatne do przygotowywania składników narzędzia. Wzdłuż ścian przebiegała wzmocniona deska służąca jako podkładka pod kociołki. Trzeba przyznać, że ustrój pomieszczenia został przemyślany tak, żeby jak najbardziej efektywnie zagospodarować i tak małą przestrzeń.

Jednym machnięciem różdżki w kociołkach pojawiła się odpowiednia ilość wody, a pod nimi zapalił się płomień podgrzewający. Przygotowane wcześniej ingrediencje zajęły swoje miejsce na stole, po czym w pełnym skupieniu zostały posiekane, zmiażdżone i odmierzone dla usprawnienia pracy nad zamówieniem dyrektora. Warzenie eliksirów pochłaniało skupienie Severusa jak nic innego. Nie uważał tego jedynie za dobrze płatny zawód czy sposób na płynne ciche morderstwa, a pasję, której w wolnych chwilach lubił się oddawać. 

- Uhm, profesorze? - został wyrwany z zamyślenia przez gryfonkę.

- Czego? - odwarknął.

- Byłby pan w stanie podkręcić temperaturę? Chyba od dawna nie było tu grzane – szczelnie owinęła się swetrem i spojrzała błagająco w stronę swojego nauczyciela.

Ach, no tak. Przez dłuższy czas był zaaferowany pracą w otoczeniu ciepła bijącego od bulgoczących mikstur. Nie pomyślał, że reszta domu praktycznie pokrywa się już lodem. No cóż, każdego szkoda.

- Już nawet tak prosta czynność jak napalenie w kominku sprawia ci problemy, Granger? - na jego usta wpłynął cień satysfakcji. – Accio drewno – ruchem różdżki skierował unoszące się drewno do kominka – Incendio.

- Dziękuję.

- Ależ cała przyjemność po mojej stronie – w dalszym ciągu dawał jej do zrozumienia, że nie musiałaby marznąć tyle czasu, gdyby wcześniej wpadła na pomysł własnoręcznego rozpalenia ognia.

Do salonu wleciał mieniący się oślepiającym niebieskim światłem patronus dyrektora, na którego widok Severus dostawał popularnie nazywanego przez Minerwę "wścieku macicy" i rozsiadł się na oparciu fotela, aby w końcu przekazać wiadomość.

Severusie! Mam nadzieję, że realizacja zamówienia dla Zakonu idzie pełną parą. Chciałem ci tylko przypomnieć, żebyś współpracował z panną Granger, czas nas goni.

Zaklął w myślach. Dropsoholik koniecznie musiał głośno i wyraźnie przypomnieć o konieczności współpracy. 

- Profesorze? O jakim zamówieniu mowa?

- Głowa cię nie boli od takiej ilości informacji? Zakon potrzebuje sporych ilości wielosokowego, zadaniem niektórych będzie zakamuflowanie się w pociągu.

- Ja też będę musiała go wypić? 

- Nie, ty, a właściwie my, polecimy do szkoły na miotle wcześniej niż wystartuje Express Hogwart – plan musiał być przemyślany, nie mogli wyruszyć na równi z pociągiem w razie, gdyby Mistrz Eliksirów został wezwany do pomocy w napadzie.

- Na miotle?

- Tak, Granger, na miotle. To taka drewniana belka używana do latania, nie słyszałaś nigdy o tym? - udawał zdziwionego.

- Nie moglibyśmy pomyśleć nad jakimś innym środkiem transportu?

- Nie myśl więcej, bo się przegrzejesz – uniósł kącik ust w drwiącym uśmiechu, po czym odszedł w stronę pracowni.

Obrzucił leniwym spojrzeniem kociołki - eliksiry zdawały się być prawie skończone. Zmęczenie zaczęło dawać mu się we znaki i byłby naprawdę ucieszony faktem, że do pełnego uwarzenia pozostał jakiś kwadrans, gdyby nie to, że musiał przygotować jeszcze drugie tyle. Oczywiście, zawsze mógł wziąć sobie Granger do pomocy. Wiedział, że dałaby sobie radę ze skończeniem reszty, ale swoją pracę zawsze wykonywał sam, bez niczyjej pomocy i nienawidził, kiedy niepowołane osoby kręcą się przy jego kociołkach, więc sam przed sobą szczerze przyznał, że prędzej stanąłby nago przed Voldemortem z mieniącym się na różowo napisem #TeamDumbledore na klatce piersiowej niż zaczął współpracować z Granger.

O wilku mowa – gryfonka stała oparta o framugę i pytająco wpatrywała się w swojego profesora.

- W czymś pomóc? - zapytał zirytowany.

- Właściwie to chciałam zapytać o to samo. Profesor Dumbledore powiedział, że powinnam z panem współpracować - wyrecytowała typowym tonem dla Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej.

- Ale to moja pracownia, a nie profesora Dumbledore`a - syknął.

- Profesorze Snape! To ważne, żeby odpowiednia ilość eliksirów trafiła do Zakonu, sam może się pan nie wyrobić z czasem - fuknęła urażona.

- Zastanowię się.

- Naprawdę?

- Nie, wypad – z impetem zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

Hermiona opadła rozgniewana na fotel, przywołując różdżką jedną z ksiąg znajdujących się niedaleko. Przewertowała kilka stron, ale nie mogła się skupić. Odłożyła grube tomiszcze na miejsce i ułożyła się wygodniej. Chciała pomóc, czuła się okropnie siedząc bezczynnie, kiedy wszyscy dookoła przygotowują się do obrony, robią coś pożytecznego. Pomijając nawet kwestie związane z ewentualnym atakiem na Express Hogwart, to w dalszym ciągu nie była przygotowana na nadchodzący rok szkolny. Ubrania i rzeczy osobiste prócz różdżki zostały w jej rodzinnym domu, ani jeden z podręczników dla siódmoklasistów nie wszedł jeszcze w jej posiadanie, kociołek dla uczniów decydujących się na zdawanie eliksirów na owutemach znacząco różnił się od tego, który jest używany do standardowego przebrnięcia przez materiał i jak się można domyślić - jak na razie widziała go tylko na sklepowej półce, a powinien być już spakowany i gotowy. Wzdrygnęła się ze złości. Nie lubiła dezorganizacji i bezsilności. 

Popadała w, jej zdaniem, kilkuminutowe drzemki, chociaż realnie trwały one o kilka chwil dłużej zważając na zachodzące słońce za oknem. Wciąż sennie uchyliła powieki i przeciągnęła się na całej długości fotela. Poczuła znajome odstępstwo od przyzwyczajeń, często zasypiała w fotelu po wyczerpującej lekturze, ale budziła się najczęściej dodatkowo ogrzewana przez mruczącego sierściucha. No tak, nadal nie jestem u siebie - pomyślała. To jakże trafne spostrzeżenie spełniło zadanie kubła zimnej wody. Energicznym ruchem podniosła się z fotela i skierowała w stronę pracowni jej profesora. Co to, to nie! Jeżeli Snape się nie wyrobi, to postawi na szali bezpieczeństwo uczniów - to dźwięcznie obijające się w jej głowie zdanie dodawało jej odwagi przed postawieniem się czarnowłosemu mężczyźnie. Kilkoma krokami pokonała dzielącą ją od drzwi odległość i pewnym chwytem złapała za klamkę pociągając ją do siebie.

- Profesorze, tak nie może być, ja... - szeroko otworzyła usta w zdziwieniu. Spodziewała się ciskaniem w jej stronę najpaskudniejszych klątw, tymczasem Główny Postrach Hogwartu ™ z głową odchyloną do tyłu siedział na krześle i pochrapywał. Całkiem jak małe i niegroźne bobo, które właśnie zostało nakarmione. Zachichotała pod nosem na to porównanie. Dobrze, wszystko wydaje się być zrozumiałe - miał ciężki dzień, więc zasnął ze zmęczenia, teraz potrzebny jest jedynie plan działania i wielka wola przeżycia, żeby wyjść z tego cało. Wyciągnęła różdżkę i sprawnym ruchem ręki wbiła śpiące ciało profesora w powietrze, delikatnie przenosząc go do sąsiadującego pokoju, aby tam położyć go na łóżku.

Zamykając za sobą drzwi do sypialni przystanęła i prychnęła. Ta sytuacja rządzi się prawami przysięgi wieczystej. Wiedziała, że jeśli komuś o tym wspomni, to umrze szybciej niż zdąży powiedzieć "Potter, twój ojciec był kanalią".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

szablon wykonany przez oreuis
szablon wykonany przez oreuis