Drogi czarodzieju, w drugiej części warzenia tej mikstury przygotuj:
1. Sproszkowany róg dwurożca
2. Muchy siatkoskrzydłe
3. Skórkę boomslanga
4. Odrobinę tego, w kogo chcesz się zamienić
- Granger, wytłumacz mi z łaski swojej, co ty tu do cholery jasnej robisz - całe zdanie wycedził przez zęby.
- Postanowiłam dokończyć eliksiry, profesorze. Profesor Dumbledore wspomniał, że mamy na to mało czasu - starała się dobierać słowa jak najdelikatniej. - Kiedy znalazłam tu pana śpiącego, postanowiłam pana nie budzić.
- To powinna być pierwsza rzecz, którą miałaś zrobić. Pieprzeni gryfoni zawsze muszą pokazywać się z tej bohaterskiej strony! Czy tobie w ogóle udało się kiedykolwiek uwarzyć poprawnie eliksir wielosokowy?! - na jego jak dotąd spokojnej twarzy pojawił się grymas wściekłości.
- Tak, raz. W drugiej klasie, kiedy... - urwała w połowie zdania. Właśnie zanurzyła się po szyję w bagnie, w które wpadła decydując się na dokończenie zamówienia.
- W drugiej klasie powiadasz? - uniósł brew w zdziwieniu. - No cóż, przynajmniej w końcu mamy winowajcę mojego uszczuplonego magazynu. Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru, panno Granger.
- Ale profesorze! Nie zaczął się przecież jeszcze rok szkolny, no i to było dawno!
- Dla mnie bez różnicy. Mogłaś opierdolić mi magazyn, kiedy czekałaś na swoją kolej do Tiary Przydziału i mógłbym się o tym dowiedzieć nawet przed samymi owutemami. Gwarantuję, że nie byłabyś do nich dopuszczona. A punkty odejmę w pierwszej minucie waszego pobytu w Hogwarcie - wydawał się być usatysfakcjonowany swoją krótką przemową.
Hermiona poderwała się z krzesła oburzona i chciała skierować się w stronę wyjścia z pracowni, ale napotkała przeszkodę w postaci swojego profesora zastawiającego jej drogę.
- No gdzie leziesz, jak już tu jesteś, to ci coś pokażę - pospieszającym gestem ręki zachęcił ją do zajęcia miejsca obok stołu. - Jak twoim zdaniem te eliksiry mają być gotowe na już, skoro wielosokowy warzy się miesiąc?
- Faktycznie, nie pomyślałam o tym - panna Jednak-Nie-Wiem-Wszystkiego-Granger wbiła wzrok w buty klnąc na siebie pod nosem, że zapomniała o tak podstawowej informacji.
- Widzisz, Granger, bo ty z reguły nie myślisz - spojrzał na nią z wyższością i wyciągnął z szafki jedną gryzącą cebulę. - Do czego to stosujemy?
- Gryząca cebula jest składnikiem eliksiru leczącego czyraki - wyrecytowała.
- Posiekana owszem, ale świeżo wyciśnięty sok dodany do warzącego się wielosokowego powoduje skrócenie jego produkcji do jednej godziny, zamiast miesiąca - oczy Hermiony zdradzały jej wysokie zainteresowanie tą ciekawostką. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Snape traci swój jakże cenny czas na przyuczanie jej czegokolwiek poza Hogwartem, ale była mu za to wdzięczna.
Severus podążył w praktyce za przekazaną gryfonce ciekawostką, po czym ustawił kociołki na godzinę i wyszedł, zostawiając ją samą w pracowni. Będąc osobą ciągle łaknącą wiedzy chciała kontynuować zaczętą unikalną księgę, kiedy z salonu usłyszała głośne syknięcie. Wychyliła głowę zza drzwi sprawdzając źródło dźwięku - Snape trzymał się kurczowo za przedramię wykrzywiając twarz w spazmie bólu.
- Na co czekasz?! Zawiadom Dumbledore`a! - krzyknął i przywołał różdżką szaty śmierciożercy oraz maskę. W równie szybkim tempie nałożył odzienie i deportował się.
Można by rzec, że atak paniki panny Granger dostał właśnie własnego ataku paniki. Gryfonka przysiadła na fotelu, wzięła kilka otrzeźwiających oddechów dla uspokojenia i wyczarowała patronusa. Wesoło podskakująca wydra pognała do dyrektora z informacją.
Podniosła się i bez użycia magii zaczęła segregować książki, które Mistrz Eliksirów musiał nieumyślnie strącić, kiedy zapiekło go przedramię. Na ten moment nie widziała innego sposobu na ulżenie przerażeniu. Była pewna, że bała się za wszystkich razem wziętych. Harry i Ron najpewniej byli teraz skupieni, zwarci i gotowi na odparcie ataku. Przywołała pióro i pergamin, który prostą linią przedzieliła na pół, po czym zaczęła wypisywać plusy śmierciożerców i Zakonu w ataku. Po chwili z ulgą zauważyła, że zdecydowanie więcej plusów potrafiła wypisać po stronie swoich. W prawdzie jedyną mocną bronią popleczników Voldemorta była jebnięta do szpiku kości Bellatrix - ciskająca avadami na prawo i lewo.
Kominek stojący obok buchnął zielonym płomieniem, z którego kolejno wyszedł Albus Dumbledore w towarzystwie kobiety przewyższającej gryfonkę o kilka centymetrów wzrostem. Nieznajoma wyróżniała się pewną siebie postawą - na ogół była szczupła, lecz widoczne były mocno zaakcentowane napięciami na szwach ubrań ramiona i nogi. Hermiona w pierwszym kontakcie wzrokowym wywnioskowała, że albo właśnie dyrektor ściągnął ją z trwającego ponad tydzień meczu Quidditcha w roli pałkarza, albo ów tajemnicza nieznajoma lubowała się w mugolskich wyciskaczach potu. Ubrana była w dopasowaną białą koszulę z dodatkiem damskiego krawatu, czarne spodnie oraz marynarkę. Dawno nie widziała kobiety, oczywiście z wyjątkiem profesor Hooch, która była ścięta krótko, lecz bardzo kobieco i przefarbowana na jasny siwy. Całości dopełniały wyraziste rysy twarzy w połączeniu z głębokim błękitem oczu.
- Witam panno Granger, otrzymałem wiadomość - dyrektor uśmiechnął się spod swoich okularów-połówek. - Proszę się nie martwić, stało się dokładnie tak, jak przypuszczaliśmy, jesteśmy na to przygotowani, czy eliksiry są już gotowe?
- Tak, dyrektorze. Są w pracowni - gestem ręki pokazała drzwi do pomieszczenia.
- Świetnie, w takim razie pozwolisz, że je ze sobą wezmę, zostawiam cię w dobrych rękach - to mówiąc oddelegował się z uśmiechem na ustach w stronę pracowni, aby za sekundę wyjść z niej z koszyczkiem pełnym butelek. - No, to papatki - wszedł do kominka zostawiając obie kobiety w swoim towarzystwie.
- Mam na imię Elizabeth, ale mów mi Beth, zdecydowanie wolę tę formę - nieznajoma posłała jej uśmiech odsłaniający śnieżnobiałe zęby i wyciągnęła rękę w stronę Hermiony. Nie potrafiła jasno określić, skąd w jej oczach znalazła się znajoma z widzenia chęć mordu na połowie populacji.
- Hermiona, miło mi poznać - gryfonka ścisnęła jej dłoń w serdecznym uścisku.
- Widzisz, z racji tego, że plany się pokomplikowały, to ja jestem odpowiedzialna za bezpieczne przetransportowanie cię do Hogwartu - machnęła różdżką i przed nimi pojawiły się dwie parujące herbaty oraz dodatkowe krzesło. - Niemniej jednak, mamy jeszcze chwilę zanim wyruszymy.
- W takim razie może powiesz mi coś o sobie? Nigdy wcześniej cię nie widziałam, nawet pobieżnie, jesteś dosyć charakterystyczna. Ach, skoro teraz lecę z tobą powiedz mi - musimy użyć do tego miotły?
- Nie lubię o sobie opowiadać ciągiem jak na przesłuchaniu. Zapytaj o coś konkretnego, to usłyszysz odpowiedź - posłała jej lekki uśmiech znad kubka z herbatą. - Odnośnie miotły - tak, musimy. Takie dostałam polecenie, więc nie chcę kombinować.
- Skończyłaś Hogwart?
- Tak, byłam w Slytherinie. Pracuję w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodziejów, a głównie wyłapuję śmierciożerców, obecnie jestem na rocznym urlopie - wyłapuję tylko z doskoku, jeśli się jakiś trafi.
- W takim razie jak to możliwe, że nie mijałyśmy się na korytarzach?
- A widzisz, możliwe. Mam 25 lat, czyli ukończyłam Hogwart mniej więcej w czasie, kiedy ty zaczynałaś naukę.
- Wybacz komentarz, ale cuchnie od ciebie niezdrową arystokracją - Hermiona nie chciała być niemiła, na co tylko Beth wydała z siebie głęboki gardłowy śmiech.
- Żadna ze mnie arystokracja, moja droga. Inwestuję galeony głównie w siebie, więc może się to odbijać wizualnie. Poza tym, arystokraci najczęściej chlubią się byciem czystej krwi, jestem półkrwi, więc trochę mi do tego brakuje - po jej rozbawionej minie widać było, że nie została urażona tą opinią. - Może zbierajmy się już, im wcześniej wyruszymy tym lepiej.
Beth rzuciła na nie zaklęcie kameleona i z miotłą w ręku wyszły na ulicę. Spinner`s End jak zawsze wypełnione było jedynie mgłą okalającą domy, żadnej żywej duszy w pobliżu. Czym prędzej obie wsiadły na miotłę i wbiły się w górę, aby jak najszybciej dotrzeć do Hogwartu.
------------
Zdradzę tyle, że mam w zamiarze nie próżnować, jeśli chodzi o Beth. A skąd ona się wzięła, kim jest i wszelkie inne domysły zostawiam Wam.